„Smukła, czarna sylwetka stoi samotnie na krawędzi otchłani.
Przed nim rozpościera się las, pełen grubych pni, niezbadany i
szepczący cicho do niczego nieświadomych ofiar, puste obietnice
wiecznej prawdy. Nad nim góruje nieskończony błękit, nieskalany
nawet pojedynczą plamką bieli w postaci niewielkiej chmurki. Jednak
całą jego uwagę przykuwa to co pod nim. Przepaść. Niezgłębiona
czeluść, która nie mami niczym nieznaczącymi deklaracjami. W
parze z nią idzie tylko przysięga. Przyrzeczenie, że przystając
do niej zyska nicość. Na dnie czeka tylko próżnia. Słodkie
ukojenie niebytu, bez bólu, bez cierpienia. A tego mu w życiu nie
brakowało. Ciągła dyskryminacja ze względu na swą naturę.
Szkalujące określenia, bezustanny strach
przed delikatnymi dłońmi, które w odpowiednich okolicznościach
mogą zmienić się w morderczą broń. Krwiopijca. Tak go nazywają.
A on robi tylko to, co niezbędne do przetrwania. Czy jest jednak w
tym sens? Wystarczy krok i wszystko się skończy. Jeden krok i
bezdeń pochłonie go w wiecznym uścisku nieistnienia. Robi krok i…”
Komar
od dłuższego czasu siedzący na krawędzi liścia wznosi się do
lotu. Prawdopodobnie szuka źródła pożywienia, by móc przeżyć
najbliższe tygodnie i wziąć udział w rytuałach godowych
zapewniających przetrwanie gatunku. Czytała: Krystyna Czubówna.
Następny temat: A morże?
Termin: 8.08.2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz