„Z powodów ważnych i niezależnych ode mnie, ale jakże uzasadnionych, listu dzisiaj nie będzie” pisał w swym liście Mały Książe. Nie wiem, może zgubił Różę, albo ktoś wymazał mu Liska. Jakby nie było, na dziwnej planecie znalazł się nasz bohater. Oby nie zasiedział się tam przez 40 lat, bo i manna z nieba mu nie pomoże.
Rozmyślając tak nad losem ni to dorosłego, no to dziecka, przystanęłam nad potokiem i spoglądam w jego lśniące refleksy. Spojrzałam w jego szeleszczące wody zmierzające do ujścia, po czym wyszeptałam:
- Mój strumyczku, powiedz przecie, dokąd mnie dziś zawieziecie.
- Jeśli źródło chcesz znaleźć, musisz iść ciągle w górę strumienia. – cicho zaszumiały drobne fale.
- Słucham? – spytałam zaskoczona.
- Jeśli źródło chcesz znaleźć, musisz iść ciągle w górę strumienia. – odpowiedziały mi wody.
Ich głos oczarował mnie, oplótł w niebieskie wstęgi i poprowadził pod górę. Nie wiem, ile dni tak wędrowałam. W końcu góry zatrzymaliśmy się.
- Czy to już koniec? – spytałam jakby otrząśnięta z niewyraźnego jak dotąd snu.
- Dalej musisz iść sama. – odrzekły fale.
- Ale tutaj nic nie ma. – powiedziałam. Nikt mi jednak na te słowa już nie odpowiedział. Poszłam więc dalej w górę.
Gdy doszłam do szczytu, zobaczyłam przedziwny obraz. Mały chłopiec malował niebo, zamaczając gęsie pióro w źródle, z którego co jakiś czas wyskakiwały srebrzące iskierki. Bladożółte słońce wznosiło się nad horyzont, zaś tuż za nim wstawał niedorosły jeszcze księżyc. Płomienne gwiazdy świeciły raz zbyt młodym, raz zbyt starym blaskiem. Otaczająca chłopca przyroda żyła swoim życiem. Drzewo próbowało przynieść ze źródła w swych gałęziach odrobinę wody, aby użyźnić wątłą ziemię. Ptaki latały wokół własnej osi, jakby klucz zgubiły. Kamienie zaś grały ze sobą w pchełki, skacząc radośnie w dół stoku, a potem jeszcze radośniej na niego wskakując.
Przez chwilę zapomniałam gdzie i kim jestem. Zamknęłam z niedowierzania oczy, po czym pospiesznie je otworzyłam, ale zastałam świat w tym samym miejscu, w którym się znajdował, gdy tu przyszłam. Dobrze tylko, że do kolekcji psy nie świerkały niczym ptaki.
Wówczas chłopiec mnie zauważył.
- Jak widzę, odczytałaś mój list. – powiedział.
Jaki list? Przecież ja żadnego listu... Czekaj, czy chodziło mu może o ten list?
- Przepraszam, czy Ty jesteś...? – zaczęłam niepewnie.
- Tak. – odpowiedział chłopiec, zanim skończyłam myśl.
- Ale jak to? Gdzie Róża, gdzie Lis?
- Nie ma ich tu.
- Dlaczego?
- Bo ich nie namalowałem.
- Dlaczego?
- Bo nie należą do tej planety.
- Kto o tym decyduje?!
- Ten, kto ma władzę.
- A kto na władzę?
- Ten, który dzierży pióro historii.
- Ty masz to pióro?...
- Ja mam.
- I nie chcesz ich mieć przy sobie?
- Róża i Lis nie należą do tej historii. Nawet jeśli ich namaluję, nadal będą tylko cieniami swoich własnych postaci, moim wyobrażeniem o nich. Nie chcę ich takich.
Zaskoczyła mnie odpowiedź Małego Księcia. Nigdy bym się nie domyślała, że w ciele dziecka jest taka wielka dojrzałość. Teraz już chyba rozumiem, co to był za ważny powód, dla którego listu nie było. Nie chciałam jednak pytać o więcej, więc odwróciłam się, by odnaleźć drogę do strumienia, który mnie tutaj przyprowadził.
- Dziwny ten Mały Książe – powiedziałam do siebie, strzepując z ubrań srebrny pył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz