Ojciec Pijok wyruszył w peregrynację,
by lepiej poznać swą kochaną nację.
Zaczął od sąsiada, z którym po kielichu,
Później znalazł się w barze, gdzie drinków bez liku,
Tam spotkał Ukraińca, z nim się napił wódki,
Potem nie wiadomo, urywa się film krótki.
Kiedy się obudził, był już na granicy,
Tam go trunków pozbawili niemili celnicy.
Uciekł więc za mur wykonany z drutu,
Myślał już o litrach słodkiego absolutu,
Jednak spotkał na swej drodze grupę imigrantów,
Czystsi oni byli, od młodych ministrantów.
„Poratujcie choć seteczką!” - Pijok nawołuje.
„My nie pijemy, tego religia zakazuje!”
Lico Ojca zbledło, przeżegnał się sumiennie,
Zaczął modlitwy gorliwe, za lud co codziennie
cierpi swe katusze:
„Za duszę...
Za duszę…”
Tak się biedak zapamiętał, w swej tkliwej litanii,
Ocknął się dopiero, gdy dotarł do plebanii,
A tam już czekał sąsiad, z butelką na stole,
„Czego się gapisz? Pij, nie marnuj, matole!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz