Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, pierwsza stanęłam w drzwiach. Już nie mogłam się doczekać swoich wakacji. Jeszcze tylko chwila, niech się tylko drzwi otworzą. Moment. 4, 3, 2, 1, 0...
Już są wymarzone, jedyne takie, wakacje!!!
- Juhu! – krzyknęłam w głos. Moi koledzy spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
- Z czego ty się tak cieszysz? – spytał chłopak z tyłu.
- Głupia jesteś, czy co? – odparł inny.
- Na co nam to było? – dodał trzeci.
Niezadowolona opuściłam podniesione w euforii ręce. Rzuciłam chłopcom wymowne spojrzenie i ostentacyjnie odwróciłam się do nich tyłem. Zrobiłam kilka szybkich kroków i niby to udając, że wiążę buta, zatrzymałam się, by spojrzeć, czy za mną idą. Nie szli. Ale...
Nie wierzę. To nie była brama szkoły. Nie przypominała nawet wrót do Hogwartu. Co to mogło być? Zastanawiałam się, patrząc na ruszające się kamienie.
- Ty, znaleźliśmy się w Ukulele! – krzyknął Zbyszek.
- Ukulele? – spytałam zdziwiona. – Ukulele? Czy ty wiesz, co to jest ukulele?
- No jak to co? Miejsce, w którym obecnie jesteśmy. Coś ty taka zdziwiona?
- Czy ty kiedykolwiek ukulele widziałeś?
- Może to to? – spytał Andrzej, wskazując na niską, kudłatą postać z wytrzeszczonymi oczami.
- Really? Ty naprawdę uważasz, że to ukulele?
- Jeśli nie ukulele to co?
- Noculica nie widziałeś?
- Czego?
- Noculica. Takiego kudłatego... Co? Dlaczego on?... – próbowałam zebrać myśli, ale patrzenie na mały stworek przykuwał moją uwagę.
- Co chcesz powiedzieć.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale w tym momencie obok noculica pojawiły się małe, czarne kuleczki, wyglądające jak ubrane w lateks bańki mydlane, do tego napełnione cieczą. Kręciły się bezładnie wokół starszego kolegi.
- Dlaczego dialongi wyglądają niczym sflaczałe opony? – spytałam głośniej niż myślałam.
- A widzisz! – krzyknął Zbyszek – Mówiłem Ci, że jesteśmy na Ukulele.
- Faktycznie, odparłam zrezygnowana. Tak się cieszyłam na nadchodzące wakacje, a spotkało mnie to. I na co mi to było?