Kiedy przeszłam do pokoju lustrzanego, ogarnęła mnie cisza.
Powietrze było tu jakby nieruchome. Drobinki kurzu nie tańczyły wesoło.
Światło słoneczne nie dobiegało z zewnątrz. Zamknięte okiennice złowrogo
trzeszczały.
Poczułam się,
jakbym została zamknięta w drewnianej skrzynce. Tylko garstkę ziemi
położyć obok mojej głowy. Brak też lichej poduszeczki, na której
mogłabym położyć swoje zmęczone pląsami ciało.
Na
przykrytej białym dywanem podłodze dawno nikt nie figlował. Dawno pokój
ten nie widział kolorowych tunik, zgrabnych garsonek i fraków. Przed
wielu laty bawiła się tu śmietanka towarzystwa, dziś marsza żałobnego
gra tylko cisza. W tej przestrzeni poczułam się, jakbym była mała i
naga. Wobec ozłacanych ram lustrzanych połyskujących mimowolnie na
ścianie, moje odzienie wyglądało żałośnie i nędznie. Miałam wrażenie,
jakbym umarła i znalazła się bardzo daleko od łąk zielonych, jakby już
nic nie miało na mnie czekać. Nic, tylko pustka i sen.
I
w sen zapadłam – długi, gwałtowny, niespokojny. Wokół mnie zebrały się
panie o kształtach Rubensa i panowie z dorodnymi brodami i wąsami. Część
z tych osób ubrana była w sprane suknie, zbyt często zakładane na
huczne zabawy. W pewnym momencie podeszła do mnie jedna z kobiet. Podała
mi zszarzałą dłoń i zaprosiła do kręgu. Weszłam doń i zaczęłam tańce
razem z nimi. Po chwili dopiero zorientowałam się, że część z tych osób
nie żyje, zaś ich ciało znajduje się w fazie rozkładu. Były to głównie
kobiety. W pewnym momencie chciałam uciec, ale moje nogi odmówiły mi
posłuszeństwa. Bezradnie poddałam się temu dziwnemu rytmowi narzuconemu
przez kostuchę. Wówczas zabrzmiał dzwon, wybiła północ. Już myślałam, że
czar pryśnie, a biedny Kopciuszek znowu zgubi pantofelka. Ale czar nie
prysł, nadal tańczyliśmy ponurego walca, a z każdym taktem dochodziły do
nas nowe marionetki i lalkarze, dewotki i kaznodzieje, białe damy i
zacni panowie, chłopcy i dziewczęta, starzy i młodzi. Sala się
zapełniała, obejmując każdą nową osobę przejmującą ciszą i pustką, jaką
po sobie zostawili, wychodząc z domu.
Już
zegar prawie skończył wybijać godzinę dwunastą, gdy otworzyłam oczy.
Moje never ending story jeszcze się nie zaczęło. Tak przypuszczam.
Rozejrzałam się po sali. Byłam na niej tylko ja i lichy cień. Ucieszyłam
się nieznacznie. Tylko na chwilę, bo wówczas drzwi uchyliły się z
piskiem. Wszedł przez nie ubrany niczym do walki mężczyzna, podśpiewując
wesoło:
„Bum cyk-cyk i rata-rata
Nie ma to jak los pirata.
Kto na drodze jego stanie,
Temu kasza na śniadanie...”
Mężczyzna
ów wyglądał raczej na Hiszpana niż na pirata. Zdziwiona podeszłam doń
bliżej, ale jakby mnie nie zauważył. Zrobiłam zatem kilka kolejnych
kroków w jego stronę, ale on odwrócił się ode mnie i spojrzał na drzwi,
które tym razem otworzyły się z impetem. Przeleciało przez nie kolejnych
4 mężczyzn. Upadając na ziemię zdołali tylko wykrzyczeć:
- Nikt się nie spodziewa radosnych konkwistadorów!
Pierwszy mężczyzna spojrzał na nich z dezaprobatą i mruknął niezadowolony:
- Co za idioci...
Pozostali
chyba to zauważyli, szybko, potykając się o siebie wstali i otrzepali
podniszczone odzienie. Wyszli na korytarz i nim minęła minuta, znów
rzucili się na drzwi, lecz i tym razem efekt był opłakany. Dopiero za
trzecim razem zdołali się nie wywrócić o siebie.
Ten, który jako pierwszy wszedł do pokoju, podszedł do grupy, poklepał jednego z nich po ramieniu, rzecząc:
-
Brawo, Hernanie Cortez. Podbiłeś pół świata niewiernych, zdobyłeś
Meksyk, wzbogaciłeś się o nowe dobra i ziemię, ale też wszedłeś do
pokoju, nie podbijając sobie ani innym oka. Brawo, król Hiszpanii
zapewne będzie z Ciebie bardzo dumny.
- Dziękuję za Twe słowa uznania. – odpowiedział Cortez, po czym podał wskazując trunek w ręce. – To co, jeszcze po szklaneczce?
-
Jam może ślepy, ale nie głupi – powiedział pierwszy i zasiadli do
stołu, z tym, że stołu im ubyło i padli obaj na pozostałych kamratów,
którzy jeszcze chwilę temu zasiadali do poczęstunku.
Przyglądałam
się tej scenie z niedowierzaniem. Oto stało przede mną pięcioro
zdobywców świata, którzy nie domagali z własnym ciałem. I byłoby
wszystko super, tylko dlaczego znalazłam się w Andaluzji...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz