Nawet nie wiem, kiedy i gdzie się przeniosłam. Nagle znalazłam się na znajomej parafii. Strzeliste dwie wieże bazyliki świętego Jana patrzyły na mnie z góry. Wokół panowała ciemność. Gdzieniegdzie tylko świeciły bladym blaskiem latarnie gazowe. Latarnik skończył już swoją pracę, ale on nie.
Z małego okienka na poddaszu nadal widać było ledwo migające płomienie świec, które bały się każdego oddechu duchownego. On zmęczony parzył na leżącą obok niego stertę dokumentów do przygotowania na jutro. W katedrze nazajutrz miał być wielki dzień. Odpust. Tymczasem znad rzeki czuć było zapach wody, który wzmagał się z każdym kolejnym powiewem wiatru. Nadciągała burza. Chmury zagroziły księżycowi. Ten się schował z obawy o własne światło. Zapanowała ciemność.
Sam Ojciec Pijok nie zważał na kotłujące się ze sobą chmury. Patrzył tępym wzrokiem w coraz większą stertę kart do podpisania. I na co mu była ta baletnica? Po cóż on jej szukał? Nie sprawiło mu to ani radości, ani satysfakcji, a na koniec został tu przeniesiony: do ciemnej zimnej celi mniszej, gdzie jedynym jego zajęciem jest podpisywanie nowych dokumentów kurialnych. Nie może nawet łyknąć się świeżego mszalnego wina. Ah, ile by dał, by móc uiścić pocałunek na zimnym kielichu, z którego bije gorący żar bożej miłości.
Posmutniał na myśl wesołej gromadki księży wędrujących między nawami gotyckiego kościoła. Nigdy nie myślał, że jego los skończy się w takim miejscu. Nieodłączne poczucie, że jest tak blisko bramy nieba, a tak daleko, nie pozwalała mu spać. Nic więc innego nie pozostawało mu, jak siedzieć przy pulpicie i zapisywać liczby, daty, wydarzenia. Każdego dnia analizował księgi, roczniki, listy. Jego marzeniem było przenieść się w odległe czasy, gdy królowie zasiadali na tronach. Dzięki annałom zbliżał się doń. Wydawać by się mogło, że są mu dziwnie bliskie.
Gdy tak rozmyślał, do pomieszczenia wszedł z pochodnią jeden z braci.
- Skończyłeś? - spytał.
- Jeszcze nad tym pracuję – odpowiedział Pijok nie patrząc na mnicha.
- Pospiesz się lepiej. Niebawem przybędzie książę Henryk.
- Jaki książę? - zdziwił się skryba.
- Henryk Probus. Zapomniałeś? Wszak po to zostałeś tu przeniesiony, by wesprzeć biskupa w przygotowaniach do przyjazdu księcia.
- Ale… - zająknął się Pijok. Nie skończył. Wiedział, że cokolwiek powie, nie będzie to miało sensu. W każdym razie czyżby jego marzenia się spełniły? Spojrzał za okno. Chmury zaczęły się rozchodzić, błysnęły gdzieś w oddali ostatnie błyskawice, zaś na ulice padło blade światło księżyca, które zaczęło konkurować z porannym brzaskiem.
- To nie może być sen – powiedział do siebie duchowny, po czym spojrzał w swoje odbicie w brudnej szybie. Zobaczył w niej zmęczoną twarz, pełną zarostu. Jasne włosy opierały się na habicie. - To nie może być sen – powtórzył, po czym oparł się o pulpit i zasnął.
Następny temat: coś mnie łupie w...
Termin: 10.07.2021