sobota, 18 września 2021

Jeśli Ci gorzej, to możesz to napisać.

 

Zdziwiło mnie, gdy po drugiej stronie lustra, była nicość. Nikogo ani niczego nie widziałam. Cisza trwała większa jak w kosmosie. Nic nie mąciło mojej uwagi.

Nagle znikąd zaczęły pojawiać się losowe przedmioty. „Jak w pokoju życzeń z Harry’ego Pottera” pomyślałam. To miejsce jednak było zupełnie inne. To nie moje wyobrażenie nadawało mu kształt.

Nagle poczułam, jak coś mnie potrąca. Spojrzałam, to pióro mnie szturcha, jakby chciało, abym się przesunęła. Na chwilę przedmioty przestały się pojawiać. W krótkim jednak czasie znów zaczęły wskakiwać na różne miejsca. Pojawiały się nagle i znikąd. Z jednej strony widziałam ogniska, z drugiej drwa, z trzeciej ogień wesoło skwierczał sam z siebie. Za nimi widziałam chmurę rzygającą tęczą, która drwiąc z ludzi rozsypywała krople deszczu na zielone pola. Małe polne strojnisie chowały swoje płatki, aby woda im nie zaszkodziła.

Nawet nie wiem skąd świat zaczął nabierać przeróżnych barw i kształtów. Do momentu, gdy znów coś mnie szturchnęło. Spojrzałam za siebie, gdzie zauważyłam to samo pióro, które poprzednim razem próbowało mnie przesunąć.

- Co się dzieje? - spytałam sama siebie. Lekko zdezorientowana zaczęłam obchodzić je dookoła. To jednak nie była dobra decyzja. Nagle poczułam, jak coś zdecydowanie mocniej na mnie naciera. „Dziwne” pomyślałam „dlaczego moje ubrania tracą kolor?” Odpowiedź stała się łatwiejsza niż sądziłam. Otóż z wielkim impetem zmierzała w moją stronę olbrzymia gumka, która za wszelką cenę starała się mnie dogonić.

„Nie mogę się teraz poddać. Nie poznałam jeszcze odpowiedzi o tamtym mężczyźnie” mówiłam w duchu. Postanowiłam uciekać co sił w nogach. Spięłam się najbardziej jak potrafię i gnając co tchu w płucach, zaczęłam biec. Wielka gumka nie dawała za wygraną. Z olbrzymim uporem podążała za mną krok w krok. „Gdzie mam uciekać? Gdzie uciekać?!” krzyczałam w sobie. Zimny pot wyszedł mi na twarz, przez członki przeszły ciarki. Dobiegłam do świata pokolorowanego pastelami, chciałam tam wbiec, ale coś zatrzymywało mnie na jego granicy.

„Psia kostka!” zaklęłam. „Co teraz?!” obejrzałam się wokół siebie. Zobaczyłam, że niedaleko pojawił się gęsty las. Postanowiłam wbiec w jego głąb. Tym razem się udało. Odetchnęłam na chwilę, zanim zobaczyłam, że mój przeciwnik i tam mnie ściga. Weszłam więc jeszcze głębiej. Okazało się, że ów lasem był zeszyt zapisany milionem słów. Kto wie, może pisał je sam Mickiewicz, albo Słowacki. Nie to jednak było mi teraz w głowie. Najważniejsze, aby żadna gumka nie unicestwiła mojego istnienia.

Zdesperowana wzięłam nogi za pas i wbiegłam między zaokrąglone ogonki liter i ukryłam się w nich jak uciekający przed Czarnymi Jeźdźcami Frodo wśród korzeni drzew. Wówczas oko poety zwróciło swój wzrok w zupełnie inną stronę, zaś zmazywaczka odeszła w nieznane.

- Jak myślisz? - usłyszałam niepewny głos. - Mogę to tak zostawić?

Inny głos się zaśmiał głuchym śmiechem.

- Jak ci gorzej, możesz to tak napisać – odpowiedział pierwszemu.

- Wiesz co, chyba dopadła mnie jakaś niemoc. Zostawię to do jutra. Może uda mi się to jeszcze skorygować.

- Rób, jak uważasz.

Po tych słowach rozmowa się skończyła. Świat przestał rosnąć, a pióro poszło spać do kałamarza. Wówczas zrozumiałam, że znajduję się w wyobraźni poety, tylko jak z niej miałam wyjść?



Nowy temat: Życie rzyci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz