Jestem grzybem i cierpię katusze,
Odmawiam modlitwy za nikczemne dusze.
Rano, wieczór, we dnie, w nocy,
Lecz nie jestem ku pomocy.
Spod ostrza kosy uciekłem,
Wówczas tak do siebie rzekłem:
Jestem jakoś ocalały,
Jednonogi, ale cały.
Jednak jakoś dziwnie dyszę,
Zwłaszcza gdy modlitwy słyszę,
Kiedy ktoś z zaświatów woła,
Że od września znowu szkoła
(A nie mogłaby wybuchnąć?).
Cierpię z nim, bo jak tu nie żyć.
- Ktoś miał żyć, nie z drzewem zderzyć -
I choć straszne takie rzeczy,
Nie tylko to mam na pieczy.
Słuchać próśb już nie potrafię.
Tylko się tym ciągle trapię,
Lecz mnie nie stać na terapię,
Więc się tylko w daszek drapię.
W kapeluszu rośnie dziura,
A przede mną czarna dziura,
Do której mnie ciągnie chmura,
Która także ledwo hula.
Po co chmury, kapelusze,
Modlitwy, śpiewy za dusze,
Lecz tak już w mym życiu muszę,
By znosić wszelkie katusze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz