sobota, 27 czerwca 2020

Kup prawo jazdy

Gdy ci smutno, gdy ci źle
- kup prawo jazdy.
Jeździć nie nauczysz się?
- kup prawo jazdy.
Polska taki piękny kraj.
- kup prawo jazdy.
W kopercie egzamin zdaj.
- kup prawo jazdy.

Bo Ty jesteś kierowcą pierwszej klasy.
Z Tobą zdobywać mogę jeziora, góry, lasy.
Z Tobą zdobywać chcę niepoznane lądy.
Nie ważne jest jak, gdzie, kiedy, którędy.
Tyle dróg jest jeszcze przed nami.
Jak nie samochodem, pojedziem czołgami.

Z Tobą każda nowa droga zdobyta,
Chociaż nadal masz osiem lat.

Nowy temat: wśród nocnej ciszy.
Termin: 11.07.2020

sobota, 20 czerwca 2020

W obronie pomidorów


             Po stromych skarpach pewnym krokiem kroczy Czarny Rycerz. Zbroja jego przypomina bezksiężycową noc, za nim zaś, niczym na smyczy, ostrożnie stąpa jego wierny Giermek. Choć krajobraz, niczym zaorane pole, wygląda na całkowicie odmieniony ostatnimi walkami, Rycerz bez cienia wątpliwości podąża znaną tylko sobie ścieżką. Wiedziony węchem czy innym wyostrzonym zmysłem, odnajduje oazę. Przed parą rozpościera się niewielka polana, ukryta wśród wybrzuszeń terenu. Idealne miejsce na krótki odpoczynek po długiej drodze jaką odbyli. Czarny Rycerz bez słowa kieruje się w ustronny kąt łączki, gdy speszony Giermek, nucąc pod nosem nikomu nie znaną melodię, nagle staje się bardzo zainteresowany swoją własną koszulą.
- Co panowie robią?!
Nieoczekiwanie zza drzew i pagórków wyłania się wieśniak odziany w typowo chłopskie ubranie. Jedynym wyróżniającym się atrybutem jest biała szmata, którą chłop dzierży niczym najgroźniejszą broń. Za nim pojawia się baba, które szepce mu do ucha zdania, sprawiające, że kmiotek wpada w jeszcze większą złość.
- Co pan robi, panie Rycerzu?! - gospodarz decyduje się zaatakować Czarnego. - Pan nie widzi? Ja wiem, wojenka, pojedynki tylko w głowie, ale pan też coś musisz przecież jeść!
Czarny Rycerz pozostaje niewzruszony. Giermek, zażenowany całą sytuacją, postanawia wkroczyć do akcji:
- Ale o co chodzi, panie gospodarzu?
- O co chodzi? O co chodzi! Następny głupek. Panowie się przypadkiem nie pomylili I przebrali w odzienie szlacheckie? Nie wierzę, że na takie coś idą moje pańszczyny!
- Panie gospodarzu, ja myślę, że to się jednak wszystko da załatwić bez krzyków i niepotrzebnych obelg. Ja rozumiem, pan jest prosty, ale mówisz pan jednak do rycerza i to jeszcze nie byle jakiego rycerza, ale Czarnego Rycerza. Trochę szacunku!
- Szacunku?! A gdzie szacunek dla mnie?! Gdzie szacunek dla moich pomidorów?!
- Jakich znowu pomidorów?!
- Tych! – krzyczy chłop, wskazując rękami na pole wokół Czarnego. - On leje na moje pomidory!
Oczy Giermka nagle stają się wielkie jak spodki. Rzeczywiście, w miejscu, do którego Rycerz udał się za potrzebą, rosną niewielkie, dopiero lekko zaczerwienione pomidory. Obecnie zalewane falą jasnozółtych szczyn.
- Ja… To znaczy… Ekhm… Przepraszam…- Giermek zaczyna plątać się w swoich tłumaczeniach, nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji bez szwanku. Bezskutecznie. Na jego głowie ląduje śnieżnobiały łachman. Giermek bez zwłoki zaczyna zbierać swój dobytek, oglądając się jedynie, czy jego pan zdążył uciec przed gniewem wieśniaka. Niestety z tego co widać, Czarny podzielił los swojego giermka i żwawo stara się uniknąć bolesnych ciosów, jednocześnie zachowując resztki godności. Towarzysze prędko opuszczają polanę złego wieśniaka i wyruszają w dalszą drogę, chcąc zapomnień o swojej najnowszej przygodzie.

Nowy temat: O Spódniczce.
Termin: 04.07.2020



sobota, 13 czerwca 2020

Śmieciowózkiem w piękny rejs

W Andaluzji


Sama nie mam pojęcie, jak znalazłam się w Hiszpanii. Z podziwem, ale też zaskoczeniem patrzyłam na ten multikulturowy rejon.

Krajobraz był gładki, rześki. Wysokie góry suzmie spoglądały na gładką taflę oceanu. Na ich bokach oparte były białe domy, z których radośnie błyskały okna.

Pogoda była tutaj taka, jakiej u nas nie zaznasz. Okrągłe słońce uśmiechało się wesoło i szczerze niczym twarz prezydenta na obradach sejmu. Na nieskazitelnie błękitnym sklepieniu nieba nie było ani jednej chmurki. Wszystko się jakby rozpływało.

Wówczas zza cienia porannej mgły dostrzegłam miasto. Wędrujący tam ludzie wyglądali niczym mrówki wychodzące ze swojego mrowiska. Tak szła przez coraz bardziej zapełniające się ulice seria małych robotów z tymi samymi twarzami niczym kopiuj-wklej. Podeszłam bliżej, mając nadzieję, że coś się zmieni. Zmrużyłam oczy przed oślepiającym światłem, lecz nic mi to nie dało, wyglądałam tylko jak mały Eskimos, który dziwnym trafem znalazł się w strefie podzwrotnikowej. Ale i mimo tego ten mały skośnooki chłopczyk nie zobaczył nic innego, jak serię rytmicznie poruszających się ludzików z klocków Lego® (o ile tu dotarły z Danii).

Już zaczynałam tracić nadzieję. Jak w tym pięknym miejscu życie może trwać tak mechanicznie. I kiedy wydawało mi się, że jest beznadziejnie, usłyszałam krzyk rozdzieranego kota. To nie był kot. 

Zgubiła mnie moja ciekawość i zbliżyłam się. Zrozumiałam, że był to czarnowłosy mężczyzna ubrany w czerwone szaty duchownego. Wskazywał coś przed sobą. Zdezorientowany tłum rozstąpił się. Na środku placu zostałam tylko ja. Rozejrzałam się niepewnie dookoła, ale nikt nie podchodził. Nikt, oprócz człowieka-kota. 
Wskazywał na mnie palcem, zbliżał się, coś mówił. 

Nagle czas dla mnie zaczął płynąć szybciej. W mojej głowie pojawiły się liczne obrazy z mojego życia. Zamknęłam oczy. Jeszcze moment, chwilą, zaraz czar pryśnie... ale nic takiego się nie stało, a cz) owiek w sutannie tylko coraz bardziej się do mnie zbliżał. Był już prawie o krok...

W tedy poczułam się jak alien. Nie pasowałam tu. Nic dziwnego, że lasery w oczach członka inkwizycji zadziałały. 

Przerażona zaczęłam uciekać na miękkich nogach. Świat przede mną topniał niczym lód śmietankowy. Obraz stawał się coraz bardziej rozmazany, apodłoże lepkie. 

Zamieniłam się w mysz uciekającą przed kotem. Już prawie mnie miał, gdy usłyszałam trzask i huk. Bałam się odwrócić. Z dwojga złego wolałam zostać myszą niż słupem soli. Biegłam więc nieco po omacku dalej. 

Wtedy znalazłam się na plaży. Żar słoneczny nagrzał piasek do czerwoności. Na styku wody i lądu miało się wrażenie, że woda paruje. Nie miałam jednak wyjścia. Wbiegłam na gorący piach. Czułam, jak parzy mnie w stopy, ale się nie poddawałam. Wówczas zobaczyłam kładkę, po której mogłam spokojnie wbiec do przycumowanwgo tam pojazdu. 

Tymczasem Inkwizytor zbliżał się do mnie, otrzepując ubrania z kurzu. Ręce miał obdarte. Najwyraźniej chwilę temu to właśnie on narobił tyle rabanu, wywracając się o zgubione przeze mnie obuwie. Ja natomiast zdążyłam odcumować śmierdzącą łódkę i lekko się kołysząc na wodzie, zaczęłam oddalać się od brzegu. 

Mężczyzn jeszcze przez chwilę wymachiwał  stamtąd do mnie groźnie pięścią, w drugiej ręce trzymając moje zużyte tenisówki. Mam wrażenie, że krzyczał coś w stylu : "Ja ci jeszcze pokażę", ale byłam zbyt daleko, by go usłyszeć. A ja? Pomachałam mu tylko w odpowiedzi i popłynęłam śmieciowózkiem po Odrze do Gdańska w piękny rejs.

A tam? Kto wie, może do dzisiaj palą mój portret na stosie...

Nowy temat: kup prawo jazdy.
Termin: 27.06.2020

sobota, 6 czerwca 2020

Gdzie zaginęła głowa

Gdzie się głowa zapodziała?
Czy pod łóżkiem się schowała?
Czy w lodowce leży może?
Czy mi szukać jej pomożesz?


Bo bez głowy, jak bez ręki,
Człowiek już przechodzi męki.
Lecz nie cierpi tu ofiara,
W niej jest śmiechu co niemiara. 


Bo brak głowy, to brak troski,
Jest to stan niemalże boski.
Nie szczęśliwi to sąsiada,
Bo to nań część nieszczęść spada. 


Bowiem on odpowiedzialny,
Za ten stan mniej niż normalny;
Jemu głowę pożyczyłam,
I się czegoś nauczyłam. 


Prawi mądrze babka stara,
Co doradzi za talara:
Dobry zwyczaj,
Nie pożyczaj.
Teraz jam bezgłowa mara.



Nowy temat: W obronie pomidorów.
Termin: 20.06.2020