Siedzi rolnik na swym polu
Marzy o sopockim molu,
Słońce bezecne w oczy mu gorze...
„A możek ja bym pojechał nad morze?”
Wraca więc prędko do chaty niewielkiej,
By powiadomić o myśli swej wielkiej.
Siadają zatem i rozprawiają rodzinnie,
Gdzie o all inklusiwie piszą wieści gminne.
Nic jednak znaleźć wspólnie nie mogą,
Domek jakby pogrąża się trwogą,
Bo żadne z nich nie wie jak się pisze morze.
Lamenty się wznoszą i krzyki: „O Boże!”
W końcu by wszystkich zadowolić,
Decydują by „morże” nabazgrolić.
I śmiejesz się, mój drogi, z tej wiejskiej głupoty,
Lecz uważaj, by z narzeczoną nie wpaść w kłopoty!
Bo cudna i piękna córka rolnika,
Zwie się nie inaczej niż Andrżelika.
Następny temat: Przeniesione w saszetce ketchupu.
Termin: 22.08.2020