niedziela, 27 lutego 2022

Ojciec Pijok i Bogowie Olimpijscy

 

Mężczyzna rozejrzał się z lekkim niepokojem po sali. Jeszcze chwilę temu był przecież na wyspie i walczył w beer-ponga, a teraz... Jak on w ogóle się tu znalazł? I co to za miejsce?


Zdziwienie na jego twarzy mówiło wszystko. Najwyraźniej nie był przygotowany na zmianę lokalizacji. Wodził więc wzrokiem w bliżej nieokreślonym kierunku, próbując określić miejsce, w którym się znalazł. Wówczas dostrzegł mnie w rogu srebrnego lustra.

- Kim jesteś? - spytał.

- Towarzyszem twoich podróży. - odpowiedziałam.

- Nie znam cię.

- Ale za to ja znam ciebie dosyć dobrze. Widziałam twoje podróże, chociaż nie chciałam brać w nich udziału.

- To znaczy? Skąd przyszłaś?

- Stąd. - wskazałam mu salę pełną luster.

- Dziwne… - westchnął. - to przecież nie jest mój świat. Mój świat jest…

- Też byłam zaskoczona, gdy pierwszy raz cię ujrzałam... I tamten świat. On jest... inny.

Zdecydowanie.


W tym momencie nastała cisza. Ani Pijok, ani ja nie mieliśmy już nic więcej do powiedzenia. Tak, jakbyśmy czuli się nieswojo w swojej obecności. Jakaś niema przestrzeń nas przedzieliła, stworzyła mur, który w pewnym momencie zaczął się kruszyć. Widziałam, jak odpada kawałek po kawałku, aż znów mogliśmy swobodnie rozmawiać. Ojciec Pijok odezwał się więc ponownie. Tym razem już pewniej:

- A więc stąd pochodzisz?

- Owszem – odparłam. - Z tymże, utknęłam po drugiej stronie lustra.

- Ale przecież był w nim portal… - podszedł do zwierciadła i próbował wsadzić w nie dłoń. Nie udało się. - Mamy problem. - powiedział. - Nie chciałbym tu zostawać.

- Zawsze jest jakieś rozwiązanie. - powiedziałam radośnie, choć w głębi serca czułam, że też wolałabym wrócić do siebie.


Spojrzeliśmy po sobie wymownie. Tylko naiwniak by w to uwierzył. Albo ktoś, kto wie, że to jego ostatnia deska ratunku. W tym momencie tymi osobami byliśmy my.

- Poczekaj tu! Pójdę poszukać pomocy! - zawołał Pijok. - Na zewnątrz musi być ktoś, kto nam pomoże.


Zgodziłam się. Nie wierzyłam jednak, że mężczyzna znajdzie kogoś, kto uwierzy, że przeszedł z innego wymiaru przez portal w starym dworku. Nie miałam jednak wyboru. Musiałam mu uwierzyć. Co innego mi zostało? Przecież utknęłam w lustrze między światami.

Postanowiłam nie tracić nadziei. Usiadłam w rogu lustrzanej ramy i nasłuchiwałam nadejścia kroków duchownego. I choć wydawało mi się, że czekam całą wieczność, już po chwili dobiegł do mnie dźwięk kamiennego głosu, aż lustro, w którym się znajdowałam całe się zatrzęsło.

„Niemożliwe” pomyślałam „Oni nie mogli ożyć”. Jakież było moje zdziwienie, gdy za Ojcem Pijokiem do sali lustrzanej wszedł Uranos i Gaja.

sobota, 19 lutego 2022

O lewej skarpetce

 

Przyjrzyjmy się fenomenowi lewej skarpetki. Co sprawia, ze skarpetka jest lewą skarpetą? Czym różni się ona od prawej? Jak wiele skarpetek na świecie jest lewymi, jak wiele jest prawymi, a ile tak naprawdę nie poddaje się identyfikacji? Sprawdźmy czy uda nam się znaleźć odpowiedzi.

Zanim przejdziemy do skonkretyzowanej kwestii lewej skarpetki, musimy przyjrzeć się genezie samego słowa „skarpeta”. Wyraz ten, który jeszcze w XVIII w. oznaczał krótkie pończochy, pochodzi od włoskiego scarpa, które pierwotnie znaczyło „but, trzewik”, czy może dokładniej: „Sięgające kostki, eleganckie trzewiczki były wykonywane z kosztownego atłasu, drogiego aksamitu, delikatnego jedwabiu czy cieniutkiego safianu, były więc leciutkie i mięciuteńkie.”

Buty dosyć naturalnie dzielimy na buty prawe oraz lewe. Jest to spowodowane wieloma czynnikami, poczynając od różnych kształtów obuwia należącego do tej samej pary, na mniej lub bardziej odczuwalnym dyskomforcie podczas noszenia pantofla niedopasowanego do właściwej stopy skończywszy. Widzimy zatem, że pierwotnie skarpety posiadały wyraźną granicę pomiędzy swoim lewym oraz prawym odpowiednikiem. Kiedy różnice te zaczęły się zacierać?

Rewolucja obuwnicza miała miejsce w XX wieku, kiedy to kobiety, zaczynające cieszyć się z przywilejów emancypacji, przejęły ten pierwotnie męski element stroju i zaczęły nosić go do spodni. To właśnie dzięki wyzwolonym kobietom skarpetki zdobyły swoją popularność i, po kilkudziesięciu latach, stały się nieodzownym elementem garderoby każdego człowieka.

Skarpety od samego początku cechowały się swoją miękkością oraz delikatnością. Z czasem przekształciły się z odzienia wierzchniego w ubiór „wewnętrzny”, stanowiący jedynie dodatek do butów. To sprawiło, że skarpety stały się jeszcze bardziej miękkie i lekkie, ponieważ straciły swoją najistotniejszą funkcję – ochronę stóp przed zimnem oraz niebezpiecznymi przedmiotami znajdującymi się na ziemi. Wraz z rewolucją przemysłową, do cech skarpety dodano elastyczność, by wspomóc masową produkcję tego stroju.

Przejrzeliśmy pokrótce długą i bogatą historię skarpety. Dojdźmy teraz do sedna sprawy, a mianowicie do zdefiniowania różnic pomiędzy lewą a prawą skarpetką. Od tego momentu, nasze rozważania przyjmą charakter czysto hipotetyczny, gdyż odmienność lewej i prawej skarpety to problem czysto subiektywny.

W ogromnej fabryce, produkującej setki par skarpet dziennie, podczas każdej zmiany, osoby na niskiego szczebla stanowiskach, podejmują najważniejsze decyzje, które mają wpływ na całe społeczeństwo. Trybiki w maszynie, jak ordynarnie można nazwać tych pracowników, łączą skarpety w pary, tak, by każdy miał swoją prawą oraz lewą skarpetkę. Jeżeli się pomylą, ucierpieć może każdy, od śmieciarza po prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Po dokonaniu zakupu pary skarpet w sklepie, delikwent rozpakowuje je w domu, nie analizując uważnie potencjalnych różnic. Konsument wkłada produkt do szuflady, gdzie w ciemnościach skarpety oczekują na moment, kiedy zostaną założone. Kiedy moment ten następuje, zaczyna się prawdziwy dyskurs.

Dla praworęcznych wszystko na świecie jest prawe. Prawa ręka zapisuje zdania na kartce, prawa noga pierwsza stawia krok, piękniejsze jest zawsze prawe oko. Nie dziwota więc, że prawa skarpeta jest dla takich osób najważniejsza. To ona najpierw zakładana jest na prawą stopę. Jeżeli okazuje się, że szew uwiera lub skarpeta jest zbyt mocno przylegająca do stopy – za mała – jest to oczywiście lewa skarpeta, ta gorsza, która od razu powoduje, jakby praworęczny rozpoczął dzień od wstania lewą nogą.

Leworęczni natomiast widzą świat tak samo, lecz zupełnie odwrotnie. Dla nich lewa ręka to ta stawiana na piedestale, lewa noga odpowiedzialna za dziarski krok, a w lewym oku widać ten błysk. Zaczynają oni oczywiście od lewej skarpety, a gdy ta układa się niedoskonale, oznacza, że powinna znaleźć się na prawej nodze.

Trzeba również wziąć pod uwagę trudną kwestię osób oburęcznych. Czy dla nich wszystkie skarpety pasują przy pierwszym założeniu, ponieważ nie potrafią oni określić swojej dominującej strony? Czy każda skarpeta jest dla nich zarówno prawa, jak i lewa, nie ma znaczenia, bo można je dowolnie wymieniać? Czy może chodzą oni cały czas boso, nie potrafiąc określić, która skarpetka jest prawa lub lewa? To zagadnienie stanowi osobny temat badań, na którym chcielibyśmy skupić się w przyszłości.

Jakie są zatem skuteczne sposoby rozróżniania skarpety lewej od skarpety prawej? Niestety nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Użytkownik za każdym razem musi określić lewą i prawą skarpetę korzystając z metody prób i błędów. Bardziej zdeterminowani w znalezieniu prostej kwalifikacji skarpet jako tej prawej lub tej lewej, uciekają się do zabiegów przecierania skarpet w kluczowych miejscach, by móc potem zawsze powiedzieć „ta jest prawa, ponieważ w prawej miałem dziurę na dużym palcu”. Strategia ta jest jednak mocno wadliwa, ponieważ bazuje na nieomylności w identyfikacji skarpety charakterystycznej (prawej lub lewej) i każdorazowo nadawaniem jej cechy rozpoznawczej np. wszystkie prawe skarpety muszą mieć dziurę na dużym palcu.

Sztuka identyfikowania skarpety prawej oraz lewej, to niezwykle skomplikowane zagadnienie. Specjaliści poświęcają wiele lat na badania tej kwestii, by często nie móc osiągnąć zadowalających rezultatów. Zwykły człowiek, tzw. cywil w dziedzinie skarpetologii, może nigdy nie posiąść pożądanej wiedzy i do końca życia kierować się instynktem. Czy sprawi to, że będzie on z tego powodu bardziej nieszczęśliwy? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam państwu.

sobota, 12 lutego 2022

Ojciec Pijok i bogowie olimpijscy - wstęp

 

Gdy zeszłam z fal, świat zakołysał mi się pod nogami. Poczułam mdłości. Przysiadłam więc, aby się nie wywrócić. Wówczas poczułam, jak przytrzymuje mnie czyjaś dłoń. Z jednej strony była silna i stanowcza, a z drugiej – łagodna i czuła. Poczułam jej ciepło, dotyk, siłę, po czym nawet nie wiem kiedy świat zniknął mi z oczu. Zaczęłam być coraz cięższa i cięższa. Powoli pochłaniała mnie ciemność, aż całkowicie zostałam przez nią wciągnięta.

Kiedy niebo odchodzi, świat marnieje. Tak samo stało się z tamtym dworkiem. Kiedyś był perełką oświecenia, dziś świeci pustkami. Nikt go nie chce, nikt go nie kocha. Nikt, za wyjątkiem kilku fanatyków, którzy są mniej wrażliwi na rozkład, czyli starość. Świetnie komponują się tu słowa: „z prochu powstałeś, w proch się odwrócisz”.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Ty żyjesz, tak jak i my żyjemy. Najpierw pojawia się pomysł, który tak długo w nas gra, aż pragniemy go zmaterializować. Pomysł przechodzi w fazę realizacji – od najmniejszego ziarenka. Każdy kamyczek jest twoją komórką, z której jesteś zbudowany. Na początku nie przypominasz siebie, swojej gracji, swojej potęgi. Jesteś mały, wątły, nic nieznaczący. Dopiero gdy zaczniemy składać kamyczek do kamyczka i ziarenko do ziarenka, tworzą się małe cegiełki. One nadal nie mają z tobą nic wspólnego. Są tylko cegiełkami, które można położyć jedna na drugą. Gdy tak je kładziemy, zaczyna pojawiać się zarys, coś, co jakby przypomina konstrukcję, z której jesteś zbudowany. To nadal jednak nie ty, a z drugiej strony bardzo ty. Widzimy przecież twój szkielet. Nagie kości, które w przyszłości będą nosić na sobie cały twój ciężar. One też będą przyjmować wszystko to, co im dostarczą twoi mieszkańcy. Mieszkańcy lub jak wolisz – pasożyty.

Kiedy już konstrukcja stoi, młody murarz nakłada kolejne cegły. Ty mężniejesz. Stajesz się bardziej dostojny. Nadal jesteś malutki w oczach ludzi, ale zaczynasz być brany na poważnie. Ludzie mówią z dumą o tobie. Stajesz się ich oczkiem w głowie. I nagle, gdy nikt się tego nie spodziewa, pojawia się dach, który z dumą reprezentujesz niczym modny kapelusz.

Wszyscy wiedzą, że jesteś jeszcze podlotkiem. Wybaczają ci to. Mówią, że to jeszcze nie koniec, że staniesz się jeszcze bardziej doskonały. I tak się dzieje, gdy obok srebrnych oczu błyszczących z okiennych ram, pojawiają się detale i zdobienia. Kolumny sprawiają wrażenie, jakby podtrzymywały nie tylko twój szczyt, ale całe niebo. Postacie 7 Muz, Gai i Uranosa zaglądają z ciekawością, kto ich dzisiaj odwiedzi.

Pojawiają się więc kolejni ludzie, którzy dbają o twoje wnętrze. Odziewają cię, nadają ci charakteru. Może trochę tego nie chcesz, trochę się opierasz, ostatecznie jednak poddajesz się cichemu rygorowi, zaś twoje serce zaczyna bić nowym rytmem. Tym razem jest to rytm życia na ziemi.


Czego twoje oczy nie widziały, albo uszy nie słyszały, tego nikt wiedzieć na pewno nie może. W każdym razie pewnym jest, że nie raz widziałeś, jak człowiek się rodził, bądź jak umierał. Słyszałeś płacz radości, gdy dziecko przychodziło na świat i płacz smutku, gdy odchodziło do nowego domu. Czytałeś listy tęsknoty dziecka za matką i ojcem, którzy wyruszyli w podróż w dalekie strony, ale też westchnienia kochanków, pragnących swojej nieustannej bliskości. Obserwowałeś kamienne twarze wdów i radosne uśmiechy nowożeńców. Czułeś dotyk spracowanych dłoni i tych, które nigdy nie parały się pracą. Słyszałeś ciszę nocy i dźwięki balów. Uczestniczyłeś w życiu cywilów w czasach pokoju, jak i podczas wojen.

Masz za sobą wiele dni i wiele wiosen. Masz wiele do powiedzenia, jednak twoje usta milczą. Uszy słyszą nową pieśń. Tym razem jest to pieśń rozpadu. Upadku kolejnych kamieni o wykafelkowaną podłogę. Nie od dziś są jednak one otwarte. Nie raz słyszały rozmowy o planach i marzeniach, ale też żale po stracie. Całym sercem pragniesz nam to wszystko opowiedzieć. I mówisz, choć z twoich ust nie padają żadne słowa. Mówisz więcej niż ci się zdaje. Mówisz, choć już prawie nie masz na to sił. Mówisz, zachowując grację owego młodzieńca, o którym pierwsi ludzie opowiadali z taką dumą. Mówisz, choć nie brzmisz.


Opowiadasz nam o rodzinie, która niegdyś cię karmiła, ale także o tych, którzy jej towarzyszyli. Wspominasz o barwnych korowodach przebierańców. Mówisz o balach, na których wesoło grała muzyka i o świątecznych obiadach ze stołem przykrytym białym obrusem. Mówisz, jak cię zostawili tylko na chwilę, by nigdy nie wrócić. Nie pomijasz wizyt ptaków i zwierząt leśnych, ani odwiedzin zagubionych wędrowców. Przypominasz mi też, jak ciebie znalazłam, gdy czułeś się samotny i jak postanowiłam się z tobą zaprzyjaźnić. Jak przyprowadzałam tu kolejnych gości, aż do momentu, w którym otworzyły się wrota w sali lustrzanej.

Kiedy o tym wspominam, mam wrażenie, jakby to był sen, albo działo się w innym życiu. Ciekawe tylko, czy te lustra działają w dwie strony i można z nich wyjść? Z chęcią porozmawiałabym z tobą o tym, ale właśnie przyszedł do ciebie nowy gość. Chyba go jeszcze nie poznałeś. Pałacu – poznaj Ojca Pijoka.

niedziela, 6 lutego 2022

Wystarczy ich pięciu

    Oczy błękitne niczym niebo. Niewinne jak u dziecka, a jednak usta składają się w uśmiech drapieżnika. Ciemne włosy obramowują gładko wygoloną twarz, na której widać pragnienie. Z roztargnieniem rozglądasz się za wodą, by móc przynieść mu ukojenie, lecz ten nieprzerwanie przygląda się każdemu twojemu ruchowi. Zmierza do Ciebie pewnym krokiem, cały emanuje determinacją. Ma tylko jeden cel. Polowanie. Czy stanie się myśliwym, czy może raczej zwierzyną?


    Spotkali się w nocy. Dał jej wszystko czego pragnęła. Dzięki poznała znaczenie słowa satysfakcja. To on pomógł jej odkryć spełnienie, dał jej uniesienie i bezwarunkową miłość. Tak było za pierwszym razem.

    Drugi raz był zaskoczeniem. Miłym, jednak wciąż niespodzianką. Przybył wraz z biciem dzwonów ogłaszających północ, aby ponownie wnieść w jej życie nieznane wcześniej upojenie. Czysty tlen w każdym wdechu mieszał jej w głowie, wywołując efekt domina.

    Trzeci i czwarty raz przyszły w pakiecie. Jeden po drugim, w odstępie kilku minut. Noc i dzień zlały się ze sobą. Tak mocno zatracili się w sobie, że świat wokół nich jakby zniknął, zostawiając tylko nieostry obraz pędzącego obok życia. Byli tylko Oni.

    Piąty raz był udręką. Ciało wykończone nadmiarem stymulantów zaczynało się buntować. Ten raz w niczym nie przypominał poprzednich, przynosząc więcej bólu niż rozkoszy. Spojrzała w jego szafirowe oczy z wyrzutem, lecz w nich zachwyt. Obiecała sobie w ciszy, że to już ostatni raz.



Chciałbym spróbować jeszcze raz.” - nieśmiało pyta kochanek, nadzieja wykrywalna w jego delikatnej prośbie.

Nie.” - odpowiada zdecydowanie matka. - „Pięcioro dzieci zdecydowanie wystarcza. A jak chcesz następne, to sobie zrób, ale na pewno nie ze mną.”