Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #wspomnienia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #wspomnienia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 sierpnia 2020

Na szczycie szpilki

 Zdjęcie

To chwila

Zamknięta

W bezruchu

Słów.


Jak igła

Sosny

Zatrzymana 

na wietrze.


Jak potok

Pojęć

Wartkich

Niebywałych.


Jak korona

Drzew

Na szczycie

Tatrzańskich lasów.


Wspomnienie

Zatrzymane

Na szczycie

Szpilki. 


Nowy temat: z przyczyn ważnych i niezależnych ode mnie... 

Termin: 12.09.2020


sobota, 13 czerwca 2020

Śmieciowózkiem w piękny rejs

W Andaluzji


Sama nie mam pojęcie, jak znalazłam się w Hiszpanii. Z podziwem, ale też zaskoczeniem patrzyłam na ten multikulturowy rejon.

Krajobraz był gładki, rześki. Wysokie góry suzmie spoglądały na gładką taflę oceanu. Na ich bokach oparte były białe domy, z których radośnie błyskały okna.

Pogoda była tutaj taka, jakiej u nas nie zaznasz. Okrągłe słońce uśmiechało się wesoło i szczerze niczym twarz prezydenta na obradach sejmu. Na nieskazitelnie błękitnym sklepieniu nieba nie było ani jednej chmurki. Wszystko się jakby rozpływało.

Wówczas zza cienia porannej mgły dostrzegłam miasto. Wędrujący tam ludzie wyglądali niczym mrówki wychodzące ze swojego mrowiska. Tak szła przez coraz bardziej zapełniające się ulice seria małych robotów z tymi samymi twarzami niczym kopiuj-wklej. Podeszłam bliżej, mając nadzieję, że coś się zmieni. Zmrużyłam oczy przed oślepiającym światłem, lecz nic mi to nie dało, wyglądałam tylko jak mały Eskimos, który dziwnym trafem znalazł się w strefie podzwrotnikowej. Ale i mimo tego ten mały skośnooki chłopczyk nie zobaczył nic innego, jak serię rytmicznie poruszających się ludzików z klocków Lego® (o ile tu dotarły z Danii).

Już zaczynałam tracić nadzieję. Jak w tym pięknym miejscu życie może trwać tak mechanicznie. I kiedy wydawało mi się, że jest beznadziejnie, usłyszałam krzyk rozdzieranego kota. To nie był kot. 

Zgubiła mnie moja ciekawość i zbliżyłam się. Zrozumiałam, że był to czarnowłosy mężczyzna ubrany w czerwone szaty duchownego. Wskazywał coś przed sobą. Zdezorientowany tłum rozstąpił się. Na środku placu zostałam tylko ja. Rozejrzałam się niepewnie dookoła, ale nikt nie podchodził. Nikt, oprócz człowieka-kota. 
Wskazywał na mnie palcem, zbliżał się, coś mówił. 

Nagle czas dla mnie zaczął płynąć szybciej. W mojej głowie pojawiły się liczne obrazy z mojego życia. Zamknęłam oczy. Jeszcze moment, chwilą, zaraz czar pryśnie... ale nic takiego się nie stało, a cz) owiek w sutannie tylko coraz bardziej się do mnie zbliżał. Był już prawie o krok...

W tedy poczułam się jak alien. Nie pasowałam tu. Nic dziwnego, że lasery w oczach członka inkwizycji zadziałały. 

Przerażona zaczęłam uciekać na miękkich nogach. Świat przede mną topniał niczym lód śmietankowy. Obraz stawał się coraz bardziej rozmazany, apodłoże lepkie. 

Zamieniłam się w mysz uciekającą przed kotem. Już prawie mnie miał, gdy usłyszałam trzask i huk. Bałam się odwrócić. Z dwojga złego wolałam zostać myszą niż słupem soli. Biegłam więc nieco po omacku dalej. 

Wtedy znalazłam się na plaży. Żar słoneczny nagrzał piasek do czerwoności. Na styku wody i lądu miało się wrażenie, że woda paruje. Nie miałam jednak wyjścia. Wbiegłam na gorący piach. Czułam, jak parzy mnie w stopy, ale się nie poddawałam. Wówczas zobaczyłam kładkę, po której mogłam spokojnie wbiec do przycumowanwgo tam pojazdu. 

Tymczasem Inkwizytor zbliżał się do mnie, otrzepując ubrania z kurzu. Ręce miał obdarte. Najwyraźniej chwilę temu to właśnie on narobił tyle rabanu, wywracając się o zgubione przeze mnie obuwie. Ja natomiast zdążyłam odcumować śmierdzącą łódkę i lekko się kołysząc na wodzie, zaczęłam oddalać się od brzegu. 

Mężczyzn jeszcze przez chwilę wymachiwał  stamtąd do mnie groźnie pięścią, w drugiej ręce trzymając moje zużyte tenisówki. Mam wrażenie, że krzyczał coś w stylu : "Ja ci jeszcze pokażę", ale byłam zbyt daleko, by go usłyszeć. A ja? Pomachałam mu tylko w odpowiedzi i popłynęłam śmieciowózkiem po Odrze do Gdańska w piękny rejs.

A tam? Kto wie, może do dzisiaj palą mój portret na stosie...

Nowy temat: kup prawo jazdy.
Termin: 27.06.2020

sobota, 30 maja 2020

Nikt nie spodziewał się radosnych konkwistadorów.

W sali lustrzanej


Kontynuacja serii "W barokowym pałacu".

Kiedy przeszłam do pokoju lustrzanego, ogarnęła mnie cisza. Powietrze było tu jakby nieruchome. Drobinki kurzu nie tańczyły wesoło. Światło słoneczne nie dobiegało z zewnątrz. Zamknięte okiennice złowrogo trzeszczały.

Poczułam się, jakbym została zamknięta w drewnianej skrzynce. Tylko garstkę ziemi położyć obok mojej głowy. Brak też lichej poduszeczki, na której mogłabym położyć swoje zmęczone pląsami ciało.
Na przykrytej białym dywanem podłodze dawno nikt nie figlował. Dawno pokój ten nie widział kolorowych tunik, zgrabnych garsonek i fraków. Przed wielu laty bawiła się tu śmietanka towarzystwa, dziś marsza żałobnego gra tylko cisza. W tej przestrzeni poczułam się, jakbym była mała i naga. Wobec ozłacanych ram lustrzanych połyskujących mimowolnie na ścianie, moje odzienie wyglądało żałośnie i nędznie. Miałam wrażenie, jakbym umarła i znalazła się bardzo daleko od łąk zielonych, jakby już nic nie miało na mnie czekać. Nic, tylko pustka i sen.

I w sen zapadłam – długi, gwałtowny, niespokojny. Wokół mnie zebrały się panie o kształtach Rubensa i panowie z dorodnymi brodami i wąsami. Część z tych osób ubrana była w sprane suknie, zbyt często zakładane na huczne zabawy. W pewnym momencie podeszła do mnie jedna z kobiet. Podała mi zszarzałą dłoń i zaprosiła do kręgu. Weszłam doń i zaczęłam tańce razem z nimi. Po chwili dopiero zorientowałam się, że część z tych osób nie żyje, zaś ich ciało znajduje się w fazie rozkładu. Były to głównie kobiety. W pewnym momencie chciałam uciec, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Bezradnie poddałam się temu dziwnemu rytmowi narzuconemu przez kostuchę. Wówczas zabrzmiał dzwon, wybiła północ. Już myślałam, że czar pryśnie, a biedny Kopciuszek znowu zgubi pantofelka. Ale czar nie prysł, nadal tańczyliśmy ponurego walca, a z każdym taktem dochodziły do nas nowe marionetki i lalkarze, dewotki i kaznodzieje, białe damy i zacni panowie, chłopcy i dziewczęta, starzy i młodzi. Sala się zapełniała, obejmując każdą nową osobę przejmującą ciszą i pustką, jaką po sobie zostawili, wychodząc z domu.

Już zegar prawie skończył wybijać godzinę dwunastą, gdy otworzyłam oczy. Moje never ending story jeszcze się nie zaczęło. Tak przypuszczam. Rozejrzałam się po sali. Byłam na niej tylko ja i lichy cień. Ucieszyłam się nieznacznie. Tylko na chwilę, bo wówczas drzwi uchyliły się z piskiem. Wszedł przez nie ubrany niczym do walki mężczyzna, podśpiewując wesoło:

„Bum cyk-cyk i rata-rata
Nie ma to jak los pirata.
Kto na drodze jego stanie,
Temu kasza na śniadanie...”

Mężczyzna ów wyglądał raczej na Hiszpana niż na pirata. Zdziwiona podeszłam doń bliżej, ale jakby mnie nie zauważył. Zrobiłam zatem kilka kolejnych kroków w jego stronę, ale on odwrócił się ode mnie i spojrzał na drzwi, które tym razem otworzyły się z impetem. Przeleciało przez nie kolejnych 4 mężczyzn. Upadając na ziemię zdołali tylko wykrzyczeć:
- Nikt się nie spodziewa radosnych konkwistadorów! 


Pierwszy mężczyzna spojrzał na nich z dezaprobatą i mruknął niezadowolony:
- Co za idioci...

Pozostali chyba to zauważyli, szybko, potykając się o siebie wstali i otrzepali podniszczone odzienie. Wyszli na korytarz i nim minęła minuta, znów rzucili się na drzwi, lecz i tym razem efekt był opłakany. Dopiero za trzecim razem zdołali się nie wywrócić o siebie.

Ten, który jako pierwszy wszedł do pokoju, podszedł do grupy, poklepał jednego z nich po ramieniu, rzecząc:
- Brawo, Hernanie Cortez. Podbiłeś pół świata niewiernych, zdobyłeś Meksyk, wzbogaciłeś się o nowe dobra i ziemię, ale też wszedłeś do pokoju, nie podbijając sobie ani innym oka. Brawo, król Hiszpanii zapewne będzie z Ciebie bardzo dumny.
- Dziękuję za Twe słowa uznania. – odpowiedział Cortez, po czym podał wskazując trunek w ręce. – To co, jeszcze po szklaneczce? 
- Jam może ślepy, ale nie głupi – powiedział pierwszy i zasiadli do stołu, z tym, że stołu im ubyło i padli obaj na pozostałych kamratów, którzy jeszcze chwilę temu zasiadali do poczęstunku. 


Przyglądałam się tej scenie z niedowierzaniem. Oto stało przede mną pięcioro zdobywców świata, którzy nie domagali z własnym ciałem. I byłoby wszystko super, tylko dlaczego znalazłam się w Andaluzji...? 

Kolejny temat: Śmieciowózkiem w piękny rejs,

Termin: 13.06.2020

Poprzedni tekst: w barokowym pałacu.
Następny: W Andaluzji

sobota, 4 kwietnia 2020

W blasku luster

W barokowym lustrze


migają
ciche płomienie
nagich luster
obitych
przez szmat
czasu

opowiadają
martwe
historie
życia

to milkną
znów
się odzywają
jak nieproszeni goście
mający wiele
do powiedzenia

czasem ktoś o nich
zapomni
by znów doń
wrócić
i wspomnieć
minione zdarzenia
jakby były
oddalone
o lata świetlne

w ich szlachetnych szybach
odbijają się
niewyraźne obrazy
zaszłych dziejów

znów stają się
prawdą
na chwilę
by potem pokryć się kurzem
zapomnienia

w ich ramach
nadal tkwią
ludzie
stamtąd
lecz
czy ich
pamiętasz? 


Nowy temat : Zadymowiony.
Termin: 18.04.2020