Jak
multiwersum szerokie i głębokie, tak wiele w nim wersji Nas, Was i
Tych Obcych. Ojciec Pijok również przejawia się w wielu
wariantach, tak różnych jak rodzaje wina francuskiego i włoskiego.
Oto historia jednego z nich.
Dawno,
dawno temu, a może w nieodległej przyszłości, młody Ojciec Pijok
siedział na frontowych schodach prowadzących do jego rodzinnego
domu. W tle słychać było kłótnie jego rodziców. Debatowali oni
gorąco na temat przyszłości ich najmłodszego syna, i choć już
dawno przestali kryć się z niepokojem o jego losy, to wciąż nie
pozwalali mu brać udziału w tej dyskusji. Przecież piętnastoletni
chłopak był już na tyle dojrzały, że powinien postawić pierwszy
krok w dorosłość , jednak wciąż na tyle młody, by nie wiedzieć
co jest dla niego najlepsze. Widzicie, Młody Ojciec Pijok nigdy nie
chciał zostać ojcem, choć zarówno on, jak i wszyscy jego
najbliżsi obawiali się, że wszystkie jego wybryki skończą się
takim właśnie rezultatem. W jego domu często pojawiały się
młode, i starsze, dziewczyny, pomyśleć można było, że wychowuje
się tu 5 córek i jeden rodzynek, lecz stwierdzenie to daleko
odbiegało od prawdy. Jednak co Młody Pijok miał poradzić na to,
że posiadał tak niezwykle charyzmatyczną osobowość?
Głosy
rodzicieli zyskiwały na intensywności, a Młody Pijok miał już
tego dość. Jeśli ma być dorosły, musi zacząć o siebie dbać.
Podniósł się zatem z najwyższego schodka i ruszył przed siebie,
poszukując swojej drogi. Pierwszy punkt na liście – praca.
Wszyscy dorośli ludzie bezustannie narzekali na swoją pracę, Młody
Pijok uznał zatem, że żeby móc wtopić się w tłum, musiał
znaleźć sobie powód do utyskiwań, stąd wniosek – zatrudnienie.
Na osiedlowym boisku nie raz rozmawiał z rówieśnikami o tym, jak
ich starsze rodzeństwo dorabia sobie, jednocześnie studiując.
Mówili, że najszybciej pracę można znaleźć w fast-foodzie, tam
biorą każdego, kto wejdzie z ulicy i wykaże się chociaż odrobiną
inteligencji. Młody Pijok skierował się więc na Rynek, gdzie
znajdowało się najwięcej takich instytucji. Najpierw napotkał na
swojej drodze restaurację pod złotymi łukami. Uśmiechnął się
pod nosem, nie ma co ukrywać, był on fanem wytwornych dań
serwowanych w tym lokalu. Bohater nasz podszedł do lady i pewnym
siebie, lecz flegmatycznym głosem powiedział:
-Dzień
dobry. Szukam pracy i chciałbym zatrudnić się w restauracji.
Pracownik,
który na oko wyglądał na niewiele starszego od niego, jednak
emanującego despotyczną aurą, spojrzał na Młodego Pijoka i
odpowiedział:
-Spływaj
szczylu.
Ciepły
uśmiech na twarzy piętnastolatka trochę przygasł, jednak pomimo
rozczarowania, nie tracił on entuzjazmu. Podziękował uprzejmie
aroganckiemu faszyście i z determinacją udał się dalej. Historia
jednak powtarzała się w każdym lokalu, wszędzie był za młody,
zbyt ciemny, zbyt chudy, zbyt gamoniowaty. Każda kolejna odmowa
chłodziła zapał Młodego Pijoka. W końcu słońce zaszło za
horyzont, a na nocne niebo delikatnie rozświetlał księżyc.
Młodzieniec postanowił zrobić sobie przerwę. Usiadł obok fontanny i rozglądał się leniwie po opustoszałym Rynku. Jego
uwagę zwróciła grupka młodych dziewczyn, każda z nich miała w
ręku rozłożoną różową parasolkę. Parasol był bardziej
atrybutem pięknych bogiń niż ochroną przed deszczem, ponieważ na
niebie nie widać było ani jednej chmurki. Dziewczęta wyczuły na
sobie jego wzrok i stadnie zagoniły go do jednego z budynków.
Jedyne co udało mu się zobaczyć, zanim przekroczył próg
instytucji, to popsuty neon mówiący „Bur..e.. King”.
Noc
w towarzystwie pięknych niewiast minęła mu upojnie i zdecydowanie
za szybko, czyli tak jak każda inna noc w domu. Rano okazało się
jednak, że noce spędzone w domu nie kosztowały go nic, poza
kazaniem od rodziców oczywiście, noc u Kinga była znacznie
bardziej kosztowna. Właściciel, pan Alfons, niezadowolony z pustych
kieszeni Młodego Pijoka, od razu zaprzągł go do pracy. I tak oto
jedna z najprzyjemniejszych nocy w jego życiu (dziewczęta były
bardzo utalentowane), zamieniła się w jeden z najlepszych dni w
życiu Dorosłego Pijoka.
Pijok
zaczął swoją przygodę z pracą od smażenia burgerów, jednak
jego zdolności na tym polu okazały się niewystarczające. Nie,
żeby upojeni klienci mieli coś do powiedzenia w kwestii jakości
przygotowanego jedzenia, lecz kiedy czwarty dżentelmen pochorował
się od surowego mięsa, powodując kolejne straty w przychodach „Kinga”, Pan Alfons przegnał go z kuchni za bar. Być może
Pijok lepiej poradzi sobie z nalewaniem drinków. I poradził on
sobie doskonale, w końcu w swoim żywiole. Polewał, mieszał,
polecał trunki z najwyższej półki, a klienci łykali kieliszek za
kieliszkiem, szklankę za szklanką, zawsze wychodzili z baru
uśmiechnięci i rozochoceni do dalszej zabawy.
Pewnego
dnia do „Kinga” zawitał chłop w sukience. Nie była to do końca
sukienka, a alba, i nie był to zwykły chłop, jak się okazało, a
Ojciec z klasztoru. Duchowny usiadł za barem i poprosił o kieliszek
najlepszego wina. Siedząc tak, zaczął rozmowę z barmanem Pijokiem.
Jak sam powiedział, nie przyszedł tu by korzystać z usług
dziewcząt, a tylko je odwiedzić, swoje owieczki, które zboczyły z
drogi pańskiej. Mocno ubolewał nad wyborem kariery przez dziewczyny
pana Alfonsa, z czym Pijok nie do końca się zgadzał. W pamięci
miał swoje własne doświadczenia z poszukiwaniem pracy – nie
każdy nadawał się do smażenia burgerów. W końcu Ojciec zmienił
temat i zaczął opowiadać o swojej pracy, a Pijok z każdym słowem
był coraz bardziej zafascynowany. W pewnym momencie, nie wiedzieć
kiedy, niezobowiązująca pogawędka zmieniła się w rozmowę
rekrutacyjną. Pijok, choć oczarowany propozycją Ojca, miał pewne
wątpliwości co do opuszczenia „Kinga”. W końcu zawdzięczał
Panu Alfonsowi tak wiele.
Ojciec
widząc wahanie na twarzy potencjalnego kleryka, postanowił wytoczyć ciężkie działa. Z kieszeni wyciągnął piersiówkę i zaoferował ją Pijokowi.
-Wino
mszalne, młodzieńcze, nigdzie nie spotkasz lepszego gatunku. Nawet
najwyższa półka twojego pana Alfonsa nie umywa się do wina
mszalnego.
Pijok
podniósł manierkę do ust i niepewnie wziął łyka. Gdy tylko
trunek dotknął jego języka, na twarzy barmana rozlała się
euforia, jakiej jeszcze w życiu nie doświadczył, a przecież był
blisko zaznajomiony z dziewczętami w „Kingu”. Nie mówiąc
słowa, Pijok pomaszerował do gabinetu Pana Alfonsa i oznajmił, że
wstępuje do klasztoru. Pan Alfons był zdzwiony, ale po chwili
uśmiechnął się znacząco i powiedział:
-Spływaj
szczylu.
Tak
oto kończy się historia stworzenia Ojca Pijoka, swoiste genesis na
równoległym wszechświecie. Chcecie więcej? Pomódlcie się, może
jeszcze Go dostaniecie.