piątek, 24 marca 2023

Na wstecznym do A...

 

Podróż zaczyna się tam, gdzie stawiasz swój pierwszy krok. Wycieczka zaserwowana tylko dla ubogich, bezkształtnych, bezdusznych, bezsercnych, bez… bezgłowych, bezdzietnych, Bez czarnych, bez białych, bez żółtych, bez okularów, bezmózgów, beznamiętnych. Ogólnie tych wszystkich tych, którzy mieszkają tam, gdzie kwitną bzy. A kto pytał? W sumie nikt. Ani Wiedźmin, ani iPioter, ani inkwizytorzy, nawet stary konkwistador. Nikt.

Tym razem nikt mnie też nie pytał. Znalazłam się nieproszona w Andaluzji. Z daleka od domu, barokowego zamku, przyjaciół, rodziny.

Na kolorowym placu było zupełnie pusto. Życie zamarło. Obraz wyglądał niczym namalowany na płótnie. Zero żywej duszy. Pustka. Tylko potok wspomnień przepływał obok dopalającego się ogniska. „Co się stało?” pomyślałam, potykając się o nierówność na ziemi. Przecież jeszcze niedawno to miejsce tętniło życiem. Nie mogło tak z dnia na dzień obumrzeć, chyba że… to niemożliwe. Nie mogła zacząć się żadna wojna.

W tym momencie dopadła mnie melancholia. Tyle przeżyłam, tylko… jakbym w tym życiu nie żyła. Ciekawe, gdzie tym razem się obudzę. Ciekawe, co mi los ofiaruje w tej rundzie. Niestety tym razem ofiarował wyłącznie nudę i mrok. Ułożyłam się więc spać gdzieś pod pobliskim domem.

Gdy się obudziłam, dochodziły do mnie niewyraźne promienie słoneczne. Otworzyłam powoli oczy, przyglądając się temu zjawisku. Okazało się, że światło dochodzi zza tego świata. Podeszłam w jego stronę, poruszając się niepewnie. Gdy byłam już prawie przy jego źródle, coś mnie zatrzymało, niczym niewidzialna membrana. Wówczas zrozumiałam, że znajduję się wewnątrz barokowego pałacu, lecz tym razem… na jednym z obrazów tam się znajdujących. Zostałam uwięziona niczym bezwzględny złoczyńca. Czy tu przyjdzie mi dokonać swoich dni?

Gdy już cała nadzieja zaczęła ulatywać niczym dym, w zasięgu mojego wzroku pojawił się korowód tańca śmierci. A może zamiast śmierci miał mi przynieść właśnie życie? Niezależnie od tego, dokąd prowadził ów sznur, mi mógł przynieść tylko ulgę. Tu czekała mnie tylko pustka.

wtorek, 28 lutego 2023

Bierzcie i piszcie z tego wszyscy

 Był sobie kiedyś zakonnik cwany,

Co zamiast pisać, opróżniał dzbany,

Skrybów pełno sobie sprawił,

I się dalej dobrze bawił,

Piszcie więc za niego drogie pany.

poniedziałek, 20 lutego 2023

Opony są dobre

 Hitler tańczy Paso doble 

Paląc swe opony dobre.

A Bogurodzica

Tak się tym zachwyca,

Aż pęka jej serce szczodre.

A opony nadal dobre.

poniedziałek, 13 lutego 2023

Ile Auschwitz jeszcze?


Ile Auschwitz jeszcze zniesiesz?
Ile razy się podniesiesz?
Ile będzie jeszcze tortur?
Ile krwi i ile mordów?
Ile łez i ile bólu?…
Ach, ululaj go Matulu.

Ile Auschwitz jeszcze zniesiesz,
Nim ku niebu się uniesiesz,
Jako dym czy jako dusza,
Wszyscy jakoś odejść muszą.

Ile lat upłynąć musi,
By to zło ktoś mógł przywrócić?
Pamiętajmy o przeszłości,
Nim ta znów u nas zagości.

niedziela, 29 stycznia 2023

Na wstecznym do A...

 Zanim się obejrzałam, Uranos i Gaja wyszli z sali. Na podwórku tylko dudniły ich kamienne kroki. Ja tymczasem zostałam sama w dolnym rogu lustra. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę, zastanawiając się w ogóle jak ja się tu znalazłam. Droga była kręta i wyboista.

„A gdybym tak…!” - pomyślałam. „Nie, raczej to niemożliwe.” - zawetowałam własny pomysł. „A może jednak!” - nalegałam. Gdy tak toczyłam w myślach wojnę, poruszył się obraz wiszący przede mną. „Czyżbym otworzyła jakiś nowy portal?” - zawahałam się.
Przyjrzałam mu się z bliska. Nie przypominał niczego, co dotąd widziałam. Z drugiej strony był bardzo podobny do tego, co już przeszłam. Stwierdziłam więc, że jest to jedyna droga na to, by spróbować wyjść z tafli szkła, w której zostałam uwięziona.
Ruszyłam pewnie, szybko, jednak z każdym krokiem coraz bardziej wątpiłam w słuszność swojej decyzji. Po kilkunastu krokach przestałam już słyszeć kroki bogów z tutejszego tympanonu. Nie wiedziałam czy to dlatego, że to oni tak daleko odeszli, czy to ja się oddaliłam. W każdym razie zniknęli z mojego pola widzenia. Z czasem zaczęłam o nich zapominać zatopiona w obrazach, jakie namalował czas. Utrwalił je kurzem tak skutecznie, że fale przestały falować. Pozostał po nich tylko cichy szmer i zachodzące na horyzoncie niebo, które chciało jeszcze świecić, ale już przytłumiał je mrok. Nieopodal stał rozłożony przenośny stół do beer-ponga, którego już nikt nie używał. Brakowało tylko Pijoka grającego z białowłosym wojownikiem. Ogólnie wokół nie było nikogo, nie licząc posągu wielebnego księdza, trzeźwiejącego od nadmiaru wina mszalnego. Postanowiłam więc spróbować najbardziej radykalnej drogi, którą mogłam przyjąć i… spróbowałam wedrzeć się pod jego spódnicę. Ku mojemu zdziwieniu droga zadziałała.
Zakołysałam się lekko, zakręciłam kilka razy, po czym zostałam wypluta z niebios gdzieś na pustyni. Szalała na niej burza piaskowa. Przed szalejącym piachem sypiącym po oczach ochroniła mnie maleńka chatka, w której spotkałam samego Brata Alberta.
- Albercie, Albercie! Ratuj mnie! - krzyczałam bezradnie.
Skulony mnich spojrzał na mnie i przecierał oczy, jakby chciał mnie spytać, skąd się znamy.
- Nie czas teraz na to. Pomóż mi! - wołałam. -Utknęłam tutaj i próbuję się wydostać, podczas gdy…
- Ojciec Pijok został w innym świecie – dodał wielebny.
- Tak, skąd…? - zdziwiłam się, jednak mężczyzna mi przerwał.
- Ptaszki mi powiedziały. Chodź, zaprowadzę cię tam, skąd przyszliśmy.
Chwilę później wyszliśmy na szalejące piaski pustyni. Przemierzaliśmy mile, zaś piach zaczął ustępować nieutwardzonym drogom. Szliśmy jednak dalej, aż znaleźliśmy się na skraju lasu. Weszliśmy między drzewa, nie otoczył nas jednak chłód zagajnika, a pusta przestrzeń otoczona kolczastym murem. Od czasu do czasu przechodzili tamtędy ludzie ubrani w pasiaste piżamy.
- Teraz cii – szepnął do mnie Albert. - Lepiej żeby Ono się nie wybudziło.
To powiedziawszy, skinął głową w stronę leżącego u wrót kałamarza pióra. Przeszliśmy najciszej jak potrafiliśmy. To najwyraźniej nie wystarczyło, gdyż narzędzie zaczęło się niespokojnie wiercić. „Jest źle” pomyślałam. Mężczyzna pomyślał najwyraźniej o tym samym, bo przyspieszył kroku. Podążyłam za nim. Tymczasem wielkie pióro przebudziło się i zaczęło zmierzać w naszym kierunku. Najpierw niespiesznie, jednak z każdą chwilą coraz szybciej. Po chwili nie było już czasu na zbędne rozmowy. Biegliśmy ile sił w nogach, by w ostatnim momencie uciec w zamykający się właśnie portal do kolejnego świata. Przeskoczyliśmy tylko mimochodem obok iPiotera i jego baletnicy, po czym wyskoczyliśmy na plantach tuż obok posiadłości Lecha.
Jego rządki rosły tak równo, jak je zapamiętałam. Wszystko w zasadzie było takie samo za wyjątkiem obecności właściciela i Ojca Pijoka właśnie. Jakoś smutno mi się zrobiło na tę myśl. Rozejrzałam się, szukając rozwiązania na tę sytuację, Brat Albert jednak już mnie wołał skinieniem głowy. To chyba nie było miejsce, w którym miałam się ponownie zatrzymać na dłużej. Było nim natomiast pogorzelisko. Piekło, z którego sam Albert-Albetrus wówczas jeszcze zdołał uciec. Ziemia wyglądała, jakby nigdy nie było na niej życia. Tu duchowny się zatrzymał.
- Nie mogę prowadzić cię dalej. Tu jest moje serce. Tu moją rolą jest odnowić świat. Żegnaj więc. Pozdrów ode mnie Wielebnego.
Przystanęłam zaskoczona. Czyżbym właśnie wypełniła jakąś przepowiednię, w której Brat Albert wróci w swoje dawne strony, by znów nadać im życie? Nie chciałam go tam zostawiać samego, ale spojrzał na mnie ostatni raz i rzekł ze smutkiem:
- Żegnaj! - po czym odszedł w nieznane.
Ja sama stanęłam w lekkim szoku, nie mogąc się ruszyć z żadną stronę. Gdyby nie przejmujący zimny wiatr, prawdopodobnie wrosłabym w ziemię niczym młody krzew. Już chciałam się odwrócić, gdy poczułam, jak ziemia pode mną ustępuje. Znów znalazłam się w korytarzu między światami. Z tym, że były tam tylko jedne drzwi, którymi postanowiłam przejść. Miał być to mój najlepszy wybór, tymczasem zaprowadził mnie wprost na tlący się jeszcze stos, z którego wydawało mi się, że nie tak dawno udało mi się uciec. Zaczęłam ku uciesze inkwizytora przeskakiwać z nogi na nogę niczym kukiełka.
- Mówiłem ci, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
- Ja też nie! - wykrzyknęłam i uciekłam najszybciej jak mogłam.
Całe szczęście głodny krwi tłum już dawno się rozszedł, mogłam więc biec ile sił w nogach, sama nie wiedząc, dokąd zmierzam.

niedziela, 22 stycznia 2023

 Nie ma Morza we Wrocławiu.

Czasem i tak w życiu bywa.

Nie ma Morza we Wrocławiu.

Coś się kończy, coś zaczyna… Nie ma Morza we Wrocławiu. Nie jest to niczyja wina! Nie ma Morza we Wrocławiu. Chodźmy może już do kina? Nie ma Morza we Wrocławiu. Dobra, napij się wpierw wina. Nie ma Morza we Wrocławiu. I co to za krzywa mina? Nie ma Morza we Wrocławiu. Przypominasz manekina. Nie ma Morza we Wrocławiu. No, zacięła się dziewczyna. Nie ma Morza we Wrocławiu. Chyba ma mnie za kretyna? Nie ma Morza we Wrocławiu. Tak, wiem. O nim się nie zapomina.

sobota, 11 czerwca 2022

Ucieczka do Czikago


Kiedy życie ci niemiłe
I już zbierzesz w sobie siłę,
Do ucieczki się przygotuj,
I już nie ma tu odwrotu!
Spakuj wszystkie swe drobiazgi,
Trzy grzebyki, kilo miazgi,
Do Czikago, polskiej mekki,
Tu cię żywot czeka lekki!
Truchtaj prędko do roboty,
I nie zaznasz tu sromoty,
A gdy już się stęskni duszka,
Czas jest wracać do garnuszka
Maminego, 
Mój kolego,
Tu się kończy twoja dróżka.

poniedziałek, 30 maja 2022

Spotkajmy się na Wawelu

 Wśród uliczek bardzo wielu,

W rytm i takt ptasiego trelu,

Słowa noszę,

Lecz nie proszę;

„Spotkajmy się na Wawelu”.

sobota, 14 maja 2022

Z wiedźminem za pan brat

 Jak ogromny jest ten świat,

Ja jemu bratem, a to mój brat.

I choćbyś do kuma po gumę wpadł,

Wiedźmin ci zaraz na głowę spadł.

I zaraz zerwiesz trzy tony róż,

Myśląc, żeś wolny od niego już,

Lecz ten ci siedzi na głowie wciąż

I syczy jak jadowity wąż. 

Więc się poddajesz i mówisz, że

Wiedźmin od dzisiaj lumenem jest.

niedziela, 8 maja 2022

Mały elewariat


Dziś na wiecu poruszenie,
Bo obietnic jest piętrzenie,
Ten co stoi na mównicy,
Da ci gruszki z swej winnicy,
I już drugi za nim stoi,
Odda odlew greckiej zbroi.
Tam posłanka się szykuje,
Wszystkim kompot zaserwuje.
A pan prezes owej partii,
O zwycięstwo się nie martwi,
Bo te wszystkie przyrzeczenia,
To wyborców ich marzenia.
Z śpiących mózgów wyłuskanie,
Telepatią pozyskane,
Wśród śmietanki ów narodu,
Spośród elit ciemnogrodu.
Tak głosuje proletariat,
Mały, duży elewariat.