niedziela, 23 stycznia 2022

Lodobanan to nasz specjalność

Firma Hybrydex, lider w dziedzinie nowoczesnej technologii żywności, prezentuje swój nowy produkt! Wszystkich miłośników owoców, a także koneserów mrożonych deserów zapraszamy do marketowych chłodni po nasze rewolucyjne połączenie!

Lodobanan, bo to o nim tutaj mowa to genialne wykorzystanie naturalnych składników w celu stworzenia niepowtarzalnego smaku. Nieobrany banan, w zestawie z patyczkiem, przyklejonym na gumę do żucia, jest w całkowicie ekologiczny – do produkcji zostało zużyte zero plastiku, a wszystkie części zestawu szybko się rozkładają, rozwiązując problem nadprodukcji śmieci na ziemi.

Produkt ten został stworzony do samodzielnego złożenia w domowych warunkach. Instrukcja obsługi jest tu dziecinnie prosta! Odklejamy patyczek od banana i przebujamy nich skórkę w dowolnym miejscu. Tak powstały lodobanan wsadzamy na noc do zamrażarki, by następnego dnia móc cieszyć się jego lodowym smakiem. UWAGA! Gumy do żucia nie wyrzucamy, a wkładamy do ust, by przetrzymała nas do kolejnego dnia, gdy będziemy mogli się już zajadać naszym smakołykiem. Ale to nie wszystko!

Niezwykły sukces lodobanana potwierdził lukę na rynku mrożonych owoców dostępnych na patyku. Konsumenci otrzymali rozwiązanie zarówno ekologiczne jak i smacznego. Dlatego firma Hybrydex zdecydowała się na wypuszczeniu całej linii lodoowoców. Już od następnego miesiąca na sklepowych półkach znajdą państwo produkty takie jak: lodojabłko, lodogruszka czy nawet lodoarbuz!


Ostrzeżenie! Przypominamy, że po każdym zamrożeniu lodoowoca należy usunąć z opakowania tj. obrać ze skórki. Firma Hybrydex nie odpowiada za szkody na zdrowiu wywołane zjedzeniem lodobanana oraz innych lodoowoców znajdujących się jeszcze w opakowaniu.

sobota, 22 stycznia 2022

Arbuz do boju

 To jest tekst napisany na kolanie;

Z arbuza.

Nie, nie będzie konania

Ani zbędnych epitetów.

Będzie czysta forma

Najczystsza

Niczym Panna Święta, co jasnej broni Częstochowy.

Forma,

Którą jedynie arbuz może przyjąć.

A ponieważ prawdziwy arbuz jest okrągły

Nie będzie miał dwóch końców,

Tylko jeden,

Arbuz

Nie może być Alfą i Omegą.

Nie przybył na ziemię, aby zbawić świat.

Jedyne więc, co mi teraz pozostaje,

To podać komendę:

„Arbuzy do boju!”,

By ugasić pożar

Bijący od lat.


sobota, 8 stycznia 2022

Samoloty w brzozowym lesie

Samoloty w brzozowym lesie!”

Takie cuda gminna wieść niesie.

Samoloty w lesie brzozowym”

Ściółka ich pasem startowym,

Las Brzozowy w samolocie?...”

Co pan mówi, panie pilocie?!


Ludzie wyglądają przez swe okienka,

A tam im macha gałązka cienka,

Powitalny komitet już na nich czeka,

Ziemią i runem gości z daleka

Przyjmuje, lecz oni niechętni,

Przerażeni, dziwnie smętni,

To już koniec ich podróży,

Teraz będą tu za stróży,

W lasku brzozowym czy w samolocie,

Będą trwali wiecznie w cnocie.


sobota, 1 stycznia 2022

Lecę na ciebie

 

Lecę na ciebie jak Ćma na lampę,

Bo widzę dobrze cię z dala,

Ale gdy zbliżę się doń zbyt blisko

Coś jakby mnie wciąż przypala.

 

Lecę na ciebie jak Komar latem,

Co zbliża się niespodzianie.

Jesteś świeżutki niczym maliny,

Więc przyssam  się na śniadanie.

 

Lecę na ciebie jak Trzmiel na kwiaty,

Zapylę, co niezapylone.

„czemu?” mnie spytasz, „czemu?”

Więc rzekę, że wszystko jest dozwolone.

 

Lecę na ciebie jak Mucha na kupę.

Każdy ma dawno wybranka.

Zeza masz w oku, lecz słabo widzę,

Więc biorę cię na kochanka.


Nowy temat: arbuzy do boju

Termin: 15.01.2022

 

 

sobota, 25 grudnia 2021

Pączek Matki Boskiej Pod Krzyżem

Matka patrzy na swego syna,

Miłości łzy z oczu jej płyną.

Ona wszystko dla niego zrobi,

nawet się nad tym nie zastanowi.

Wtem synek krzyczy: „Głodny jestem!”

Ona potwierdza to jednym gestem,

Wstaje czym prędzej i misję zaczyna,

Misję „Nakarmić boskiego syna”,

Bo ona to była zjawiskowa kobieta,

Cześć jej oddawał nie jeden poeta.

Ruszyła zatem, do sklepu czym prędzej,

Choć brakowało im już pieniędzy.

Za resztę zaskórniaków pączka kupiła,

Już w myślach widziała jaką radość sprawiła

Ukochanemu synowi. Skarb swój do ręki chwyta,

wraca do domu, gdy wtem celebryta,

zza rogu wybiega i z impetem na nią wpada,

Cudo trudem zdobyte, pod krzyżem upada.

Marmolada się rozlewa, niczym krew Chrystusa,

Ona zaś na kolana upada, niczym Matka Jezusa.

I żale głośne do nieba wyrzuca,

Gwiazda patrzy zaś na nią, piątaka jej rzuca.

I tak się skończyła przygoda pączka pod krzyżem,

Matka Boska zaś misję swą spełnia ryżem.


sobota, 18 grudnia 2021

Pizdowaty dżentelmen

Idzie luty, podkuj buty,
A mój mąż idzie napruty.
Pod ramię mnie mocno trzyma,
By iść prosto – mocno zżyma.
Kwiatów garść ma pełno w dłoni;
Po chodniku nimi dzwoni.
Zgubił z nich połowę płatków,
Dodał z kamieni dodatków.
Przyszedł, oparł się o drzwi
Owy bukiet daje mi
I w dodatku jak to bywa,
Wyhaftował nowy dywan.
Na koniec padł na kolana.
Jak nie kochać tego pana?

sobota, 11 grudnia 2021

Kangur gęsi się boi

 

Kangur gęsi się boi,

Tej co obok stoi,

Kangur gęsi się boi,

Już czuje, że coś się kroi,

Kangur gęsi się boi,

Ratujcie! Już skórę mu łoi!


Gęś się boi kangura,

Obita będzie jego skóra,

Gęś się boi kangura,

W defensywie złoi gbura,

Gęś się boi kangura,

Patrzcie! Ucieka tchórzliwa kreatura!

sobota, 4 grudnia 2021

Za spódnicą

 

Dla upewnienia się, postanowiłam spróbować morskiej wody. Sięgnęłam po niewielki kapelusz leżący w pobliżu i zanurzyłam go najpierw po stronie wody, później po stronie wina. Gdy tylko moje usta dotknęły wody zamienionej w wino, przeniosłam się w nieznane dotąd światy.

Wokół mnie rosły olbrzymie, krzaczaste drzewa, na których zwisały obce mi rośliny. Wszędzie panowała cisza, nie było zwierząt, nie było słońca, nie było niebieskiego nieba ni gwiazd. Trwał za to zaduch, jakbyśmy zbyt długo siedzieli w zbyt ciasnym namiocie w za dużo osób.

Od czasu do czasu ową ciszę przerywało głośne ryczenie. Całe szczęście nie było to olbrzymie pióro, które najwyraźniej dało sobie spokój i przestało mnie prześladować. Coś innego jednak działo się w tej krainie. Nie byłam tylko w stanie określić, co takiego. Postanowiłam więc poszukać odpowiedzi gdzieś indziej.

Ze ściśniętym gardłem przeszłam kilka kroków, ale niewiele się zmieniło. Las ani nie zgęstniał, ani nie zelżał. Drzewa też miały te same dziwnie powyginane kształty. Nie miały przy tym żadnych liści ani koron, jedynie cienki stożek na samej górze. Nie mogły się jednak piąć do słońca, bo go tam nie było. Dlaczego więc rosły tak wysoko?

Z każdym kolejnym krokiem bałam się coraz bardziej, choć dookoła nie było niczego, co by wskazywać mogło, że czeka na mnie niebezpieczeństwo. No może za wyjątkiem coraz bardziej wyrazistego wycia. Postanowiłam więc, że zmienię kierunek i pójdę w drugą stronę.

W tym momencie zaczęło się jakieś dziwne trzęsienie ziemi. Zatrzymałam się i złapałam najbliższego konaru. Choć był niesamowicie wysoki, mogłam swobodnie objąć go obiema rękami. Przekonałam się tym samym, że jest dość miękki przyjemny w dotyku, a w dodatku bardzo elastyczny. Dzięki temu prawie nie odczułam, jak trzęsie się pode mną ziemia.

Po kilkunastu minutach ziemia się zatrzymała. Niepewnie puściłam najbliższe drzewo i odbijając się od konaru do konaru ruszyłam dalej. Po jakimś czasie do moich oczu zaczęło dobiegać słabe światło. Ruszyłam w jego stronę. Wkrótce moim oczom ukazał się rozświetlony horyzont.

Nieco już zmęczona wyszłam z ciemności. Rozejrzałam się i moim oczom ukazały się wielkie buty Ojca Pijoka. Zrozumiałam wówczas, że świat, do którego trafiłam to nic innego jak świat za jego spódnicą. Spuściłam ze wstydu wzrok i zeszłam po bucie na ziemię, na której spał duchowny. W tym momencie poczułam się mała niczym ziarenko piasku na pustyni. Oby tylko tym razem nie spotkało mnie nic nieprzyjemnego.

sobota, 20 listopada 2021

Peregrynacja Ojca Pijoka

 

Ojciec Pijok wyruszył w peregrynację,

by lepiej poznać swą kochaną nację.

Zaczął od sąsiada, z którym po kielichu,

Później znalazł się w barze, gdzie drinków bez liku,

Tam spotkał Ukraińca, z nim się napił wódki,

Potem nie wiadomo, urywa się film krótki.

Kiedy się obudził, był już na granicy,

Tam go trunków pozbawili niemili celnicy.

Uciekł więc za mur wykonany z drutu,

Myślał już o litrach słodkiego absolutu,

Jednak spotkał na swej drodze grupę imigrantów,

Czystsi oni byli, od młodych ministrantów.

Poratujcie choć seteczką!” - Pijok nawołuje.

My nie pijemy, tego religia zakazuje!”

Lico Ojca zbledło, przeżegnał się sumiennie,

Zaczął modlitwy gorliwe, za lud co codziennie

cierpi swe katusze:

Za duszę...

Za duszę…”

Tak się biedak zapamiętał, w swej tkliwej litanii,

Ocknął się dopiero, gdy dotarł do plebanii,

A tam już czekał sąsiad, z butelką na stole,

Czego się gapisz? Pij, nie marnuj, matole!”

sobota, 13 listopada 2021

Ojciec Pijok i woda zamieniona w wino

 

Pewnie obaj byliby się stoczyli na dno, niestety nie było im to dane. Wokół nie było żadnej góry ni urwiska, szczytu ni wąwozu. Nic, tylko pola, pola, pola i lasy. Przed nimi nie rozpościerał się żaden Zasiedmiogórogród. Nic, tylko milczenie, lecz nie milczenie owiec.

Gdy tak przemierzali przez świat, zielone pola zaczęły ustępować stepom, i pustyniom. Rzeczywistość zaczęła przybierać kolorów brązu, czerwieni i szarości. Gdzieniegdzie tylko wyrastał olbrzymi kaktus, straszący bardziej przechodniów niż skłaniający, aby pod nim odpocząć. Powietrze było niemal nieruchome – gorące i mroźne zarazem. W oddali nie było słychać żadnych głosów, nie było widać domostw.

Świat był jakby martwy. Jedyni żywi w nim to Ojciec Pijok i Brat Albert. Żadnej karawany, żadnego Lucky Luke’a. Nic, tylko ci dwaj.

Może poczuliby się niczym misjonarze, ale nie było kogo nawracać. I brakowało najważniejszego składnika – wody święconej, za pomocą której legalnie mogli by udzielać chrztu. Nie było też ważnego obrzędowego trunku, które co mszę zamieniało się w Krew Najświętszą.

Biedni katecheci błądzili więc po omacku, gubiąc własne ślady. Gdy już im się wydawało, że pokonali pustynię, droga nagle skręcała i niczym Staś i Nel, albo naród wybrany, błądzili dalej. Kiedy zaczęło już brakować im nadziei, na horyzoncie pojawiło się morze. Zmęczeni mężczyźni uznali, że to tylko fatamorgana, legli więc tam, gdzie stali, wzdychając ciężko. Ciała ich trzęsły się okropnie – czy to z powodu oczyszczenia, bowiem od czterdziestu dni ni kropli alkoholu nie mieli w ustach, czy też z chłodu i wyczerpania, tylko Bóg to wiedzieć raczy. W każdym razie owe odrętwienie nie przeszkodziło im, by niemal od razu zasnąć snem kamiennym.

Obudziwszy się, nie mieli pojęcia, kiedy nastał ranek, słońce bowiem było już wysoko nad ziemią. Pustynia nadal wydawała im się równie nieprzyjazna jak dotąd. Jedynym miejscem, w które mogli się kierować było owo morze, które okazało się prawdziwe.

Panowie podeszli do wody. Była przyjemnie zimna. Posmakowali jej wielce spragnieni. Okazało się, że jest zdatna do picia, a nawet słodka. Zdziwieni rozejrzeli się podejrzliwie, nic jednak nie zagrażało ich życiu. Sięgnęli po wodę więc jeszcze raz. W tym momencie wezbrały się wielkie fale, rozdzielając morze na dwie części.

- Czego byście chcieli? - usłyszeli głos dobiegający z głębin.

Mężczyźni wystraszyli się. Uszli kilka kroków wstecz.

- Nie bójcie się – ponownie odezwał się głos. - nic wam nie grozi. Powiedzcie, czego wam trzeba.

- O wielka siło – rzekł Ojciec Pijok. - Jedyne, czego chcemy to opuścić tę pustynię.

- I kapkę napoju bogów – dodał Brat Albert.

- Niech się stanie! - rzekł głos.

W tym momencie droga w głąb morza stała się przechodnia. Po jednej jej stronie co jakiś czas wystawał kran z wodą pitną, po drugiej zaś napić można się było wody zamienionej w wino.

Tak dwaj duchowni opuścili przybytek wstrzemięźliwości. I choć od tego zdarzenia minęło już trochę czasu, a morze wróciło na swoje dawne miejsce, po jednej jego stronie do dziś można napić się świeżej woda, zaś po drugiej – wina.


Nowy temat: Za spódnicą

Termin: 27.11.2021