Zdziwiło mnie, gdy po drugiej stronie lustra, była nicość.
Nikogo ani niczego nie widziałam. Cisza trwała większa jak w
kosmosie. Nic nie mąciło mojej uwagi.
Nagle
znikąd zaczęły pojawiać się losowe przedmioty. „Jak w pokoju
życzeń z Harry’ego Pottera” pomyślałam. To miejsce jednak
było zupełnie inne. To nie moje wyobrażenie nadawało mu kształt.
Nagle
poczułam, jak coś mnie potrąca. Spojrzałam, to pióro mnie
szturcha, jakby chciało, abym się przesunęła. Na chwilę
przedmioty przestały się pojawiać. W krótkim jednak czasie znów
zaczęły wskakiwać na różne miejsca. Pojawiały się nagle i
znikąd. Z jednej strony widziałam ogniska, z drugiej drwa, z trzeciej
ogień wesoło skwierczał sam z siebie. Za nimi widziałam chmurę rzygającą tęczą, która drwiąc z ludzi rozsypywała
krople deszczu na zielone pola. Małe polne strojnisie chowały swoje
płatki, aby woda im nie zaszkodziła.
Nawet
nie wiem skąd świat zaczął nabierać przeróżnych barw i
kształtów. Do momentu, gdy znów coś mnie szturchnęło.
Spojrzałam za siebie, gdzie zauważyłam to samo pióro, które
poprzednim razem próbowało mnie przesunąć.
- Co
się dzieje? - spytałam sama siebie. Lekko zdezorientowana zaczęłam
obchodzić je dookoła. To jednak nie była dobra decyzja. Nagle
poczułam, jak coś zdecydowanie mocniej na mnie naciera. „Dziwne”
pomyślałam „dlaczego moje ubrania tracą kolor?” Odpowiedź
stała się łatwiejsza niż sądziłam. Otóż z wielkim impetem
zmierzała w moją stronę olbrzymia gumka, która za wszelką cenę
starała się mnie dogonić.
„Nie
mogę się teraz poddać. Nie poznałam jeszcze odpowiedzi o tamtym
mężczyźnie” mówiłam w duchu. Postanowiłam uciekać co sił w
nogach. Spięłam się najbardziej jak potrafię i gnając co tchu w
płucach, zaczęłam biec. Wielka gumka nie dawała za wygraną. Z olbrzymim uporem podążała za mną krok w krok. „Gdzie mam uciekać?
Gdzie uciekać?!” krzyczałam w sobie. Zimny pot wyszedł mi na
twarz, przez członki przeszły ciarki. Dobiegłam do świata
pokolorowanego pastelami, chciałam tam wbiec, ale coś zatrzymywało
mnie na jego granicy.
„Psia
kostka!” zaklęłam. „Co teraz?!” obejrzałam się wokół
siebie. Zobaczyłam, że niedaleko pojawił się gęsty las.
Postanowiłam wbiec w jego głąb. Tym razem się udało. Odetchnęłam
na chwilę, zanim zobaczyłam, że mój przeciwnik i tam mnie ściga.
Weszłam więc jeszcze głębiej. Okazało się, że ów lasem był
zeszyt zapisany milionem słów. Kto wie, może pisał je sam
Mickiewicz, albo Słowacki. Nie to jednak było mi teraz w głowie.
Najważniejsze, aby żadna gumka nie unicestwiła mojego istnienia.
Zdesperowana
wzięłam nogi za pas i wbiegłam między zaokrąglone ogonki liter i
ukryłam się w nich jak uciekający przed Czarnymi Jeźdźcami Frodo
wśród korzeni drzew. Wówczas oko poety zwróciło swój wzrok w
zupełnie inną stronę, zaś zmazywaczka odeszła w nieznane.
-
Jak myślisz? - usłyszałam niepewny głos. - Mogę to tak zostawić?
Inny
głos się zaśmiał głuchym śmiechem.
-
Jak ci gorzej, możesz to tak napisać – odpowiedział pierwszemu.
-
Wiesz co, chyba dopadła mnie jakaś niemoc. Zostawię to do jutra.
Może uda mi się to jeszcze skorygować.
-
Rób, jak uważasz.
Po
tych słowach rozmowa się skończyła. Świat przestał rosnąć, a
pióro poszło spać do kałamarza. Wówczas zrozumiałam, że
znajduję się w wyobraźni poety, tylko jak z niej miałam wyjść?
Nowy temat: Życie rzyci.